O Polonii i Ameryce
W natłoku informacji o przygotowaniach do Euro 2012 przemknęła niemal niezauważona wiadomość o tym, że do Polski przeniesiono z USA prochy legendarnego piłkarza, Kazimierza Deyny. To on był kapitanem reprezentacji Polski, gdy w 1974 roku zajęła ona trzecie miejsce na świecie, odnosząc największy tryumf w historii polskiego sportu.
Urnę z prochami przywiozła do Warszawy z San Diego wdowa po Kazimierzu, Mariola Deyna-McMullan. To dzięki jej inicjatywie piłkarz spoczął w Alei Zasłużonych na wojskowych Powązkach w Warszawie obok mistrza olimpijskiego w szermierce – Witolda Woydy, Kazimierza Górskiego i Kamili Skolimowskiej. Do przeniesienia prochów Kazimierza Deyny do Polski przekonał wdowę po piłkarzu, Mariolę Deynową-McMullan, prezes Fundacji im. Kazimierza Deyny, Janusz Dorosiewicz, właściciel polonijnego klubu piłkarskiego Toronto Falcons. Przed pogrzebem urnę z prochami Kazimierza Deyny wystawiono w Katedrze Polowej Wojska Polskiego w Warszawie. Wartę przy urnie pełnili kibice jego macierzystego klubu – Legii Warszawa. Jednocześnie obok stadionu Legii odsłonięto pomnik Kazimierza Deyny. Sylwetka Deyny, odlana z brązu, ma ponad 2 metry wysokości. Budowa została sfinansowana ze zbiórek prowadzonych wśród kibiców Legii. Wcześniej, 9 maja, na stadionie w Starogardzie Gdańskim, rodzinnym mieście Deyny, odsłonięto rzeźbę przedstawiającą piłkarza.
Jak Deyna trafił do Ameryki? Szczegóły mało znanego rozdziału w życiu tego wspaniałego piłkarza, jakim były lata spędzone w USA, podaje Stefan Szczepłek w swej wydanej ostatnio książce "Deyna". W 1981 roku piłkarz podpisał kontrakt z zawodową drużyną piłkarską San Diego Sockers. Amerykanie zapłacili za niego 35,000 dolarów. To był początek nowej drogi, ale jednocześnie koniec kariery w świecie prawdziwej piłki nożnej. Od tamtej pory przez ponad 5 lat Deyna mierzył się z amerykańskimi nastolatkami i podstarzałymi piłkarzami z Europy, którzy – jak on – w Stanach kończyli karierę lub przybywali tu, aby zarobić podczas wakacji. Nadal był gwiazdą i w swoim czasie najbardziej utytułowanym piłkarzem w Ameryce Północnej. W North American Soccer League dokonał nie lada wyczynu. 12 sierpnia 1983 występując w San Diego przeciw Tampa Bay Rowdies zdobył miano najbardziej produktywnego piłkarza ligi. Strzelił 4 bramki, a 5 kolejnych padło z jego podań.
Później siedział coraz częściej na ławce rezerwowych, a do kłopotów zawodowych dołączyły osobiste, finansowe. Człowiek, któremu Deyna zaufał – Ted Miodoński – okazał się oszustem. Sprzeniewierzył spore oszczędności Deynów. W podobny sposób Miodoński wykorzystał Franciszka Smudę, aktualnego selekcjonera polskiej reprezentacji narodowej, który wtedy grał w kilku klubach NASL.
Kazimierz Deyna zginął 1 września 1989 roku w wieku 42 lat w tragicznym wypadku samochodowym w Kalifornii. Uderzył samochodem, który prowadził, w zaparkowaną na poboczu ciężarówkę. Prawdopodobnie zasnął za kierownicą.
Nie udało mu się zrealizować marzeń. Ani tych o ustawieniu się w Ameryce, ani tych o powrocie do Polski i założeniu tam szkółki piłkarskiej dla dzieci.
Wojciech Minicz