Były republikański kandydat na prezydenta, kongresman z Teksasu Ron Paul, zwierzył się dziennikarzowi gazety New York Times, że organizatorzy Krajowej Konwencji Republikańskiej zaoferowali mu możliwość wystąpienia na warunkach nie do przyjęcia. Zawiadomiono go, że przemówienie musi być wcześniej zaakceptowane przez kampanię Romneya i usiłowano zobowiązać Paula do wyrażenia pełnego poparcia dla nominata partii na prezydenta.
"To nie byłyby moje słowa. Musiałbym wyprzeć się wszystkiego, co robiłem przez 30 lat. Nie jestem przekonany do jego kandydatury".
Podczas gdy Paul formalnie przerwał swoją kampanię w maju, wielu jego zwolenników miało nadzieję, że zgromadzi wystarczającą ilość głosów do podważenia nominacji Romneya.
Associated Press zwraca uwagę, że kilkuset delegatów zobowiązało się do poparcia Rona Paula. Kampania Romneya próbowała przeciągnąć ich na swoją stronę. Na razie bezskutecznie.
W niedzielę z typowym dla siebie zapałem kongr. Paul w czasie wiecu w Tampie, który zgromadził 8 tysięcy ludzi, na- rzekał, że Partia Republikańska zeszła na śliską drogę.
Jak zwykle największy entuzjazm wzbudziło stwierdzenie, że rząd nie jest odpowiedzią na żadne bolączki i powinien wycofać się z rzeczy, do których nie powinien się wtrącać. Paul krytykował obie partie za wojny w Afganistanie i w Iraku, rządową biurokrację i ograniczanie swobód obywtelskich, domagał się likwidacji U.S. Federal Reserve, a jej przewodniczącego, Bena Bernanke, nazwał dyktatorem.
Mistrz ceremonii, Doug Wead, powiedział, że nie Paul – jak mu się zarzuca – reprezentuje ekstremalne skrzydło GOP-u, lecz ci, którzy uczestniczą w republikańskiej konwencji.
Zwolennicy kongresmana nie ukrywali uczuć wobec własnej partii. Ekonomista Walter Block nazwał krytyków Paula "bezmyślnymi dzikusami".
Część uczestników wiecu przybyła na Florydę z Michigan, Alabamy i innych stanów. Wielu powiedziało, że w listopadzie poprze Mitta Romneya. Inni mają zamiar dopisać do karty wyborczej nazwisko swego ulubieńca, Rona Paula.
(HP, FN – eg)








