Każdego roku, jesienią, Kongres Polonii Amerykańskiej wyróżnia zasłużonych dla polskości działaczy Nagrodą Dziedzictwa Polskiego. W stanie Wisconsin nagroda ta nosi imię Klemensa Zabłockiego wybitnego Polaka i polityka reprezentującego okręg Milwaukee, działającego nieprzerwanie 35 lat w Kongresie Stanów Zjednoczonych i mającego szczególne zasługi w działaniu na rzecz Kongresu Polonii Amerykańskiej w zabiegach o przywrócenie Polsce pełnej niepodległości. Klemensa Zabłockiego możemy postawić w jednym szeregu z takimi wybitnymi Polakami jak: Kazimierz Pułaski, Józef Haller, czy Ignacy Paderewski. Wręczanie nagród jest okazją do pokazania sylwetek wybitnych współczesnych działaczy i polonijnych instytucji kulturalnych i częścią uroczystości obchodów rocznicowych niepodległości Polski 11 listopada.
W tym roku nagród jest obfitość, ale to tylko dowód na to, że mimo skromnego zasilania Polonii przez nowych emigrantów, organizacja ta ciągle aktywnie pracuje i ostatnio jest coraz bardziej widoczna na publicznym forum. Wśród tegorocznych laureatów znalazły się dwie wielce zasłużone instytucje: MUZEUM POLSKIE w CHICAGO i GWIAZDA POLARNA z Wisconsin. Wśród działaczy na rzecz kultury wyróżnieni zostali: Ewa Barczyk- Peas, Haddy Rabiega i Ann Pieńkoś. Medalami Paderewskiego udekorowani zostaną szczególnie dla polskości zasłużeni Ada Dziewanowska i Leonard Jędrzejczak. W kolejnych numerach chcemy drogim czytelnikom przypomnieć i przybliżyć laureatów. Najpierw instytucje.
GWIAZDA POLARNA
Redaktor naczelny Gwiazdy Polarnej Jacek Hilgier przy pracy.
„Gwiazda Polarna” jak i wiele innych pism polonijnych była i jest silnie związana z potrzebami polskiej emigracji. Na przełomie XIX i XX wieku, jak grzyby po deszczu, w Ameryce wyrastały dzienniki i periodyki w języku polskim. Ich eksplozja nastąpiła w latach 1887-1888. Pierwszym było wychodące w Nowym Yorku „Echo z Polski”. Przetrwało tylko dwa lata. Dłużej trwały: Kuryer Polski” w Milwaukee, „Dziennik Chicagowski” w Chicago, „Polak w Ameryce” w Bafflalo, „Wiadomości Codzienne” w Cleveland, „Dziennik Związkowy” w Chicago, „Dziennik Polski” w Detroit i „Gwiazda Polarna” w Stevens Point w Wisconsin
W tamtych latach prasa była najważniejszym źródłem informacji, więc zapotrzebowanie na nią było ogromne. Te bogate nakłady dzienników, tygodników, miesięczników, kwartalników, również pism ukazujących się sporadycznie np: kalendarzy, rozchodziły się na rynku sprzedaży jak świeże bułeczki. Zadziwiająca była ta stara Polonia, tak chciwa polskiego słowa, tak hojnie je wspierająca, a przecież obok tego budowała liczne szkoły, kościoły i domy polskie, wspierała działalność niepodległościową i rodziny w kraju. Zadziwiająca tym bardziej, że nie była to Polonia ani bogata, ani w większości wykształcona. W Wisconsin, jako że klimat podobny jest do polskiego, osiedlali się przede wszystkim polscy chłopi, dlatego wychodzący w tamtych czasach w Stevens Point tygodnik o nazwie „Rolnik”, założony w 1891 roku przez Z. Huttera i T. Krutzę, później przejęty przez Braci Worzałłów, był przeznaczony dla okolicznych farmerów, co nie znaczy, że nie był również czytany przez miejscowych mieszczuchów.
Dzieje „Gwiazdy Polarnej” są ściśle związane z „Rolnikiem”. Pierwszy jej numer ukazał się 30 października 1908 roku i jego nakład był taki sam jak nakład „Rolnika”. Od 1909 roku „Gwiazda Polarna” wychodziła już samodzielnie, zdobywała czytelników we wszystkich stanach i w roku 1917 osiągnęła nakład 49 tys. egzemplarzy. To bardzo dużo, bo każdy egzemplarz był czytany średnio przez dwadzieścia osób.
Niejednego z naszych czytelników może zastanowić, skąd wzięła się trochę dziwnie brzmiąca nazwa tygodnika. Otóż redakcja rozpisała konkurs na tytuł nowego pisma. Większość z zapytanych zaproponowała tytuł „Gwiazda Północna”, ale dla łatwiejszej wymowy zmieniono ją na „Polarną”. Jest to nazwa symboliczna. Jak niegdyś Gwiazda Polarna wiodła starych żeglarzy do nowych, nieznanych lądów, tak teraz prowadzić miała naszych emigrantów do ziemi amerykańskiej, gdzie nadal powinna być ich wierną przewodniczką. Różne były komentarze nazwy. Ogólnie nie podobała się redaktorom innych pism, ale pewnie dlatego, że była zbyt symboliczna. Polemiki, nie tylko dotyczace tytułów, na dobre wychodziły rozwojowi polskiej prasy i pokazywały, że ich redaktorami byli ludzie z temperamentem.
30 października tego roku mijają 104 lata od ukazania się pierwszego numeru tej najstarszej polskojęzycznej gazety w Ameryce.
Cóż to właściwie jest takiego, ta „Gwiazda Polarna”? – mógłby ktoś zapytać. Bo to ani dziennik, choć ma pewną ilość dziennikarskich wiadomości, ani typowy tygodnik. Ze względów ekonomicznych wychodzi od niedawna co dwa tygodnie. Może najbliższe prawdy jest określenie jednej z naszych czytelniczek, która uważa, że jest to coś w rodzaju magazynu, w którym można znaleźć trochę polityki, trochę informacji z kraju i ze świata, trochę wyciągniętych z lamusa interesujących historii i trochę poezji. Gazeta była zawsze obecna tam, gdzie działo się coś ważnego dla Polski. I taki typ pisma, jak wykazała praktyka i wieloletnie powodzenie, zdaje się najbardziej odpowiadać sporej części polonijnego społeczeństwa.
Różnorodność tematyki pisma odpowiada zresztą charakterystycznej różnorodności polskich czytelników. Czytało ją i czyta kilka pokoleń równocześnie. Wśród nich ci, którzy czytają i piszą po polsku z pewną trudnością i ci dwu lub kilkujęzyczni z wyższym wykształceniem. Sprawia to pewne trudności w redagowaniu, dociąganiu do tego, co jest niemożliwe, to znaczy pełnego zadowolenia wszystkich czytelników. „Gwiazda Polarna” wyznawała zawsze zasadę, że jest pismem dla wszystkich, nie dla tej czy innej grupy i dzięki temu jej popularność trwa do dzisiaj.
Zmieniali się redaktorzy i czytelnicy, ale profil pisma pozostawał niezmiennie polski, patriotyczny, humanistyczny. Myslę, że Nagroda jest symbolicznym podziękowaniem wszystkim twórcom i współtwórcom kształtu gazety. Serdecznie gratulując sukcesu, obecnemu zespołowi, któremu przewodzi Redaktor Naczelny JACEK HILGIER, w imieniu czytelników życzę, aby GWIAZDA POLARNA wskazywała polskim emigrantom w Ameryce właściwy kurs w żeglowaniu przez życie daleko od Ojczyzny.
Polacy są obecni na ziemi amerykańskiej już od osiemnastego wieku. Pięknie zapisywali karty historii walki o niepodległość. Straciwszy swoją ojczyznę pracowali dla tej, która ich przygarnęła. Według księdza Kruszki, autora „Historyi Polskiej w Ameryce”, w 1870 roku było w Stanach Zjednoczonych około 50 tysięcy Polaków, ale liczba ta szybko rosła, bo w 1875 było 200 tysięcy, w tym 20 tysięcy w Chicago. Do roku 1890 ilość ta wzrosła czterokrotnie, czyli do 800 tysięcy. Naturalną potrzebą było zorganizowanie biblioteki i miejsca, gdzie można by było przechowywać pamiątki narodowe.
Od 1891 roku w Chicago działała Biblioteka Polska i Muzeum Narodowe założone z inicjatywy Henryka Kałłusowskiego. W 1912 roku zostały one przeniesione do Pensynwanii, do kolegium Związku Narodowego Polskiego mieszczącego się w Cambridge Springs. W 1931 roku pożar doszczętnie zniszczył zbiory i pozbawił Polonię miejsca i dokumentów potwierdzających jej tożsamość narodową. Już wcześniej (w 1928 roku) światli Polacy do-
magali się utworzenia muzeum polskiego w Stanach Zjednoczonych „ dla zbierania dokumentów Polski, Polonii i materiałów dla studiów odpowiednich dla naszych własnych pokoleń przyszłych”. Po pożarze głosy te słychać było coraz donośniej.
Szanse na zrealizowanie tego bardzo szlachetnego celu pojawiły się w roku 1935, gdy prezesem Zjednoczenia Polsko Rzymsko Katolickiego w Ameryce został Józef Kania. On położył podwaliny organizacyjne tej instytucji, uważał bowiem, że „zważywszy, że muzea i archiwa łączą się najściślej z dziejami kultury i narodu i nie tylko znamionują wysokość poziomu wiedzy narodowej, ale równocześnie stwarzają ośrodek i warsztat pracy naukowej, pomagając w dźwiganiu w górę oświaty, że tu wśród Polonii – budzić będą respekt obcych dla Polaków w Ameryce”
Pierwszym kustoszem mającego powstać muzeum i archiwum mianowano Mieczysława Haimana, który już wcześniej gromadził i porządkował materiały archiwalne. Haiman pracował wcześniej jako redaktor tak licznie powstających czasopism. Na łamach prasy zaczął informować o pracach powstającego muzeum i zachęcać do jego współtworzenia. Społeczność polska tak poważnie potraktowała apel, że wkrótce w budynku przeznaczonym na pomieszczenie dla muzem trzeba było dokonać przeróbek, bo nie mógł pomieścić ofiarowanych eksponatów.
Oficjalne, uroczyste otwarcie muzeum odbyło się 12 stycznia 1937 roku. Na otwarciu inauguracyjnym prezes Kania powiedział znamienne słowa: „W archiwum i muzeum jakie stworzyliśmy w Domu Zjednoczenia pragniemy zgromadzić nie dla siebie, nie dla organizacji naszej, ale dla całej Polonii amerykańskiej, wszystkie najcenniejsze pamiątki, które będą przekazywane nowym pokoleniom. Dla Polonii amerykańskiej poświęcamy Muzeum Polskie przy Zjednoczeniu Polsko Rzymsko Katolickim i niechaj ono dla chwały całej Polonii jak najpiękniej i najpożyteczniej zawsze służy”.
Zbiory placówki powiększały się o cenne nabytki. W 1941 roku dzięki pomocy siostry artysty, otworzono Salę I. J. Paderewskiego, do której przeniesiono fortepian, na którym grywał i całe wyposażenie ostatniego mieszkania wielkiego muzyka i polityka z Hotelu Buckingham w Nowym Jorku. W 1945 roku zbiory powiększyły się o kolekcję kościuszkowską, zawierającą listy,ryciny, medale, obrazy i osobiste pamiątki po Naczelniku. Ponadto znaleźć tu można wiele bezcennych dokumentów historycznych i białych kruków. Bez wątpienia należa do nich: złote pióro I. J. Paderewskiego, którym podpisał traktat wersalski w 1919 roku, dzieła C. K. Norwida czy dokumenty rekrutacyjne ochotników polskich do armii gen. J. Hallera. Biblioteka, która jest częścią placówki, liczy 100 000 tomów.
Od początku, Muzeum, wbrew nazwie, jest obiektem tętniącym życiem. Odwiedzających stałe ekspozycje jest coraz więcej. W archiwum historycy szukają materiałów do prac naukowych, czytelnicy korzystają z polskich zbiorów bibliotecznych, w Sali Głównej odbywają się spotkania autorskie, sympozja naukowe, koncerty, wystawy. Rezerwacji pomieszczeń na imprezy kulturalne dokonuje się z dużym wyprzedzeniem daty w kalendarzu.
Muzeum ma szczęście do kustoszy i pracowników. Aktualnie grupie oddanych sercem i duszą, profesjonalnie przygotowanych pracowników Muzeum przewodzi JAN LORYŚ.
Kongres Polonii Amerykańskiej w Wiconsin, a także Polacy z tego stanu serdeczne gratulują z okazji otrzymania Nagrody im. Klemensa Zabłockiego i dziękują wszystkim pracownikom Muzeum za ich wysiłek w upowszechnianiu polskości w Ameryce. Dzięki takim placówkom i ich zaangażowanym pracownikom pamięć o narodzie polskim nie zginie.








