W tym tygodniu prasę obiegły zdjęcia republikańskiego nominata na wiceprezydenta, kongr. Paula Ryana, myjącego garnki w "soup kitchen" przygotowującej posiłki dla bezdomnych i ubogich. Fotografie, które miały świadczyć o współczuciu dla Amerykanów, którym się nie powiodło, szybko stały się przedmiotem drwin gospodarzy satyrycznych programów, gdy okazało się, że Ryan szorował już wymyte garnki.
Szef organizacji charytatywnej, która tę kuchnię prowadzi, narzekał w Washington Post, że Ryan i towarzyszące mu osoby "dosłownie wdarli się" do kuchni i bez pytania zaczęli robić zdjęcia.
Niespodziewana wizyta w jadłodajni w Waszyngtonie jeszcze bardziej zaskoczyła organizacje świadczące podobne usługi w okręgu kongresowym Ryana w Wisconsin, gdzie nigdy nigdzie nie pojawił się i nie okazał zainteresowania działalnością grup żywiących ubogich lub zapewniających bezdomnym noclegi.
W sezonie świątecznym politycy rutynowo przekazują indyki do kuchni dla ubogich, sami serwują kanapki, a zimą rozdają koce. Działalność charytatywna zdecydowanie nie leży w sferze zainteresowań nominata na wiceprezydenta. Choć Ryan chwali lokalne organizacje, to nigdy nie odpowiada na ich zaproszenia. Robert Boremans, szef banku żywności i schroniska dla bezdomnych House of Mercy w Janesville w Wisconsin, po 9-letnich bezskutecznych próbach ściągnięcia kongresmana do swej siedziby zrezygnował z wysyłania zaproszeń.
(eg)