Jak Ameryka straciła (głowę dla) bin Ladena
Bill Clinton mówił o sprowadzeniu przywódcy Al-Kaidy, Osamy bin Ladena przed oblicze amerykańskiej Temidy. Za Busha terrorysta był już poszukiwany „żywy lub martwy”. Natomiast Barack Obama wręcz zamawiał sobie pierwszeństwo w walce z terroryzmem prowadząc od dłuższego czasu „polowanie” na Osamę za plecami sojuszników...
Reklama
- 05/16/2011 07:17 PM
Bill Clinton mówił o sprowadzeniu przywódcy Al-Kaidy, Osamy bin Ladena przed oblicze amerykańskiej Temidy. Za Busha terrorysta był już poszukiwany „żywy lub martwy”. Natomiast Barack Obama wręcz zamawiał sobie pierwszeństwo w walce z terroryzmem prowadząc od dłuższego czasu „polowanie” na Osamę za plecami sojuszników. Wreszcie, zrzucając z okrętu wojennego USS Carl Vinson ciało bin Ladena do morza, Ameryka symbolicznie pozbyła się „bestii”, za którą pościg trwał 13 lat.
11 września 2001 roku, kiedy doszło do zamachów terrorystycznych w Nowym Jorku, problem legalności i skrupuły przed zabiciem bin Ladena stały się w jednej chwili anachronizmem i kilka dni później, 17 września Bush dał uprawnienia CIA do użycia wszelkich narzędzi jakimi dysponuje – z dobitnym wskazaniem na użycie środków śmiertelnych – by zmieść z powierzchni ziemi Al-Kaidę i jej przywódców.Bin Ladena poszukiwano od listopada 1998 roku, kiedy oskarżono go udział w organizacji zamachów bombowych na amerykańskie ambasady w Kenii i Tanzanii, we wschodniej Afryce. Bill Clinton upoważnił wówczas CIA do prowadzenia operacji przeciwko Al-Kaidzie, uważanej jeszcze wtedy za marginalną, islamską frakcję bojowników z ekscentrycznym, urodzonym w Arabii Saudyjskiej przywódcą na czele, Osamą bin Ladenem. CIA dostała od prezydenta zezwolenie na zabicie Osamy wyłącznie w obronie własnej – nakaz mówił wyraźnie o pojmaniu terrorysty i sprowadzeniu go przed oblicze amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości.
Prezydenckie orzeczenia dotyczące tajnych operacji nigdy nie wygasają, chyba że głowa państwa wyda nowy dokument, który je uchyli. Dlatego też dokładnie tym środkiem prawnym dysponował Obama zezwalając na misję komandosów, która doprowadziła do śmierci bin Ladena.
Centralna Agencja Wywiadowcza już za Busha stała się organizacją o charakterze paramilitarnym. Dysponowała oddziałami specjalnymi, w których kluczowe stanowiska zajmowali byli komandosi, działający pod niewinnie nazwanym Special Activities Division (SAD). W sesjach dotyczących planowania działalności SAD uczestniczył na przykład Erik Prince, założyciel i właściciel paramilitarnej organizacji Blackwater i weteran Navy SEAL. Agencja prowadziła także typowo wojskowe ćwiczenia polowe. Czy przez przypadek nowym szefem CIA został właśnie generał David Petraeus?By jednak w razie niepowodzenia móc w każdej chwili zakwestionować jawny udział wojsk USA w akcji – zwłaszcza, że USA nie są z Pakistanem w stanie wojny i naruszałyby w ten sposób suwerenność kraju – dowództwo nad operacją oddziału Navy SEAL, objęła CIA.
I choć administracja Obamy zrezygnowała z brutalnych technik przesłuchań więźniów lub, nazywając rzecz po imieniu, tortur zabronionych przez prawo międzynarodowe takich jak symulowanie tonięcia, to nadal z pakistańskiego nieba armie amerykańskich dronów przypuszczają ataki na islamskich bojowników. (W 2007 roku, kiedy Obama dopiero kandydował na prezydenta, służby wywiadu przygotowały dokument zwany National Intelligence Estimate, w którym przedstawiono ocenę sytuacji w południowej Azji. Już wówczas stwierdzono, że na granicy z Pakistanem znajdują kryjówkę oddziały bojowników zagrażające bezpieczeństwu narodowemu USA.)
Jednak już wcześniej, po atakach na World Trade Center wywiad zaczął przyjmować dużo bardziej radykalne strategie niż przewiduje polityka bezpieczeństwa USA, a misja zniszczenia bin Ladena i jego współpracowników przerodziła się w biurokratyczny proces decydowania kogo należy umieścić na „liście do wyeliminowania”. Do dokumentu, stanowiącego o wyrokach śmierci, administracja Obamy dodała urodzonego w USA, muzułmańskiego duchownego, Anwara al-Awlakiego, ukrywającego się w Jemenie. Średnio liczba pozycji na liście nie schodzi poniżej 10-30 nazwisk.
Reklama
Reklama