Tolerancja po polsku
Pierwszą myślą, kiedy zaczęłam pisać, było porównanie podejścia Polaków do innych od nas ludzi, miałam na myśli tolerancję na inność koloru skóry, kultury, języka, religii, orientacji seksualnej. Hmm, delikatny temat – pomyślałam. Czy w ogóle można mówić o „tolerancji po polsku”? ...
- 08/07/2011 05:06 PM
7 sierpnia 2011
Pierwszą myślą, kiedy zaczęłam pisać, było porównanie podejścia Polaków do innych od nas ludzi, miałam na myśli tolerancję na inność koloru skóry, kultury, języka, religii, orientacji seksualnej. Hmm, delikatny temat – pomyślałam. Czy w ogóle można mówić o „tolerancji po polsku”? Może jako o szczególnym zjawisku socjologicznym, ale przecież nie naukowym podejściem chciałam się podzielić.
Istnienie a raczej nieistnienie tej „tolerancji po polsku” łatwo można zauważyć na ziemi odkrytej przez Kolumba, ale także i w Polsce, czy gdziekolwiek na świecie w skupisku naszych rodaków. Owszem, jako nacja, szybciutko się dostosowujemy do nowej emigranckiej sytuacji, ale czy to znaczy, że asymilujemy się tak samo szybko na przykład ze społeczeństwem amerykańskim?
Ale z drugiej strony, myślę tez o tym, gdzie mieliśmy się tolerancji uczyć? Czy ktoś z nas kończąc szkoły w kraju nad Wisłą miał szanse na kolegów o chociażby innym kolorze skóry, że nie wspomnę o innej religii. Wszyscy byliśmy „tacy sami”. Przyjeżdżając tutaj udajemy, że nic nas nie szokuje. Prawda jest taka, że dziwi nas bardzo dużo, a my sami, z naszym zaściankowym podejściem, niejednokrotnie nie potrafimy się w tym odnaleźć, więc po prostu to odrzucamy.
I powiedzmy sobie wprost i bez zbędnej dyplomacji – Polacy są rasistami. Zastanawiam się co czyni nas rasistami? Czy to, że spacerując w mojej bezpiecznej okolicy, spotykam czarnych nastolatków, którzy stojąc w kółku popychają młodziutką białą dziewczynę obmacując ją w wulgarny sposób. Zaczepiają także i mnie, niby niewinnie chcąc odebrać mi mojego miniaturkowego pieska. Czy już jestem rasistką, kiedy myślę, że okolica zaczyna się zmieniać, a ja przestaję się czuć bezpiecznie na moim własnym osiedlu. ( Inna sprawa, że takich wyrostków nie brakuje i w Polsce, ale w tym momencie nie przychodzą mi oni do głowy).
Ta myśl nie daje mi spokoju od kilku dni, czy naprawdę stałam się rasistką, przyjeżdżając do tego kraju, starając znaleźć sobie miejsce w obcym społeczeństwie; tak bardzo odmiennym od tego, które znam z mojego rodzinnego kraju. Czy posługuję się może wytartymi stereotypami, za bardzo przejmuje się wiadomościami telewizyjnymi rozpoczynającymi się od doniesień o zabójstwach, postrzeleniach i gwałtach, w przeważającej części dokonywanych nie przez białych. A może po prostu nie umiem udawać tak świetnie jak Amerykanie, że segregacja rasowa jest przeszłością i wszyscy jesteśmy tacy sami.
To nic i tak kultura Ameryki Północnej, nawet z jej hipokryzją, bardziej przemawia do mnie, niż zaściankowość mojego polskiego osiedlowego podwórka.
Karolina
Reklama








