Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama KD Market

Vademecum prezydenta: jak nacisnąć czerwony guzik



 

Złote kody, nuklearna futbolówka i biszkopt – to terminy, które musi poznać każdy prezydent i wiceprezydent USA. To instrumenty pozwalające na uruchomienie najgroźniejszej pozycji amerykańskiego arsenału – broni nuklearnej.

Kody są wydrukowane na plastikowej karcie zwanej “biszkoptem”, podobnej do karty kredytowej. Przed jej odczytaniem trzeba przełamać na pół plastikową osłonę.

Złote kody są zmieniane codziennie i dostarczane do Białego Domu przez National Security Agency (NSA). Oprócz prezydenta otrzymują je takie instytucje jak Pentagon, United States Strategic Command oraz TACAMO.

Aby utrudnić odczytanie i wykorzystanie danych przez osoby postronne część ciągu cyfr na “biszkopcie” nie ma żadnego znaczenia. Prezydent musi co rano zapamiętać na jakiej cyfrze zaczyna się ciąg liczb, które stanowią właściwe hasło do uruchomienia arsenału. To ważne, bo prezydentom Jimmy’emu Carterowi i Billowi Clintonowi zdarzało się gubić “biszkopty” w ciągu swojej prezydentury.

Po otwarciu specjalnej 20-kilogramowej teczki zwanej nuklearną futbolówką (nuclear football), która noszona jest zawsze przez zmieniającego się rotacyjnie doradcę wojskowego, prezydent będzie musiał jeszcze zdecydować o rodzaju przeprowadzanego ataku (pełnego, na wybrane lub na ograniczone cele). Powtórzmy – prezydent (lub w razie jego niemożności sprawowania funkcji – wiceprezydent) to jedyna osoba mogąca uruchomić mechanizm, aczkolwiek w procesie decyzyjnym musi uczestniczyć także druga osoba – sekretarz stanu. Rozkaz przekazywany jest za pośrednictwem “złotego” telefonu do dowódcy połączonych sztabów.

W nuklearnej futbolówce znajdują się także inne przedmioty – m.in. podręcznik zachowania w sytuacjach kryzysowych oraz blankiet listu przekazującego władzę prezydenta w ręce wiceprezydenta oraz zabezpieczony telefon satelitarny.

Brzmi skomplikowanie? Może. Ale Ameryka miała jednak na wypracowanie procedur nuklearnych już ponad 70 lat. Na przykład nuklearna futbolówka pojawiła się już za prezydentury Dwighta D. Eisenhowera.



Tymczasem tuż przed wyborami

“To ktoś, kto nie powinien mieć dostępu do kodów nuklearnych. Nie mogę sobie wyobrazić Donalda Trumpa prowadzącego nas na wojnę” – ostrzegała na początku miesiąca Hillary Clinton. Temperament republikańskiego kandydata, brak konsekwencji w wypowiedziach na temat polityki zagranicznej – to najczęstsze zarzuty wytaczane przez obóz Partii Demokratycznej przeciwko Trumpowi.

Ale nie tylko oni. Także republikański senator Marco Rubio, który odpadł wcześniej w prawyborczej rywalizacji ostrzegał przed daniem dostępu do kodów nuklearnych komuś o tak “niestabilnej osobowości”. A wygłaszane przez Trumpa zdania w rodzaju: „sam jestem swoim doradcą” – nie napawają otuchą, że decyzja o ewentualnym uruchomieniu Armagedonu będzie przemyślana i skonsultowana.

Prezydent musi co rano zapamiętać na jakiej cyfrze zaczyna się ciąg liczb, które stanowią właściwe hasło do uruchomienia arsenału. To ważne, bo prezydentom Jimmy’emu Carterowi i Billowi Clintonowi zdarzało się gubić “biszkopty” w ciągu swojej prezydentury"



Hillary Clinton, która przez kilka lat kierowała osobiście dyplomacją Stanów Zjednoczonych zdjęła w tej sprawie rękawiczki. „On uważa, że ma doświadczenie w dziedzinie polityki zagranicznej ponieważ organizował konkurs Miss Universe w Rosji” – nie kryje swojego sarkazmu. Ostrzega, że Trump jest niebezpiecznie niekonsekwentny, a jego pomysły grożą wręcz kryzysem ekonomicznym. „Wyobraźcie sobie Donalda siedzącego w pokoju sytuacyjnym, ale zamiast dostępu do Twittera mającego pod ręką kody atomowe. Czy chcielibyście, aby trzymał palec w pobliżu guzików?” – wytoczyła najcięższe działa.

Niejednoznaczny miliarder

Donald Trump wielokrotnie podkreślał w przeszłości, że broń nuklearna stanowi zagrożenie dla egzystencji ludzkości. Podczas kampanii podkreślał, że byłby ostatnią osobą, która użyłaby broni nuklearnej, ale z drugiej strony nie wykluczył możliwości skorzystania z tej opcji i to nawet jako pierwszy. Ale jednocześnie zastrzegał, że “jeśli będziemy mieli siły zbrojne, które będą silne i będą cieszyły się respektem, nie będziemy musieli bombardować nikogo bronią nuklearną”. Z drugiej strony w przedwyborczych wypowiedziach Trump uciekał od wcześniejszych zobowiązań twardej obrony sojuszników z NATO wszystkimi dostępnymi środkami, wskazując na konieczność zwiększenia wydatków obronnych przez europejskich partnerów. To samo dotyczy innych tradycyjnych sprzymierzeńców USA w Azji: Korei Południowej, Japonii i Tajwanu. Sugerował wręcz, aby dwa pierwsze kraje same weszły w posiadanie broni atomowej, by móc się obronić przed zagrożeniem ze strony Phenianu.



2000 głowic

Czego można oczekiwać po przyszłym prezydencie posiadającym dostęp do nuklearnego guzika? Do końca nie wiemy. Ale wiele wskazuje na to, że następca Obamy stanie przed o wiele trudniejszymi wyzwaniami od kończącego kadencję prezydenta. Od pierwszych minut po złożeniu przysięgi na stopniach Kapitolu nowy prezydent będzie miał kontrolę nad prawie 2 tysiącami głowic nuklearnych wycelowanych w Rosję i Chiny (w samą Moskwę – około 100), nie licząc dziesiątków innych wymierzonych w Koreę Północną, Iran, czy Syrię.

Nuklearne wyzwania

Hillary Clinton lub Donald Trump są dziś najpoważniejszymi kandydatami do przejęcia kontroli nad guzikami atomowymi. Utrzymanie pokoju nuklearnego nie będzie proste. Na świecie znajduje się dziś około 15 tysięcy głowic nuklearnych kontrolowanych przez skonfliktowane przez siebie państwa, często nie należące nawet oficjalnie do elitarnego klubu atomowego. Tylko w ciągu minionych dwóch lat między państwami posiadającymi broń nuklearną odnotowano 327 incydentów wojskowych zakwalifikowanych jako “poważne” i “prowokacyjne”. To nie tylko groźba konfliktu między Indiami i Pakistanem, czy Izraelem i resztą muzułmańskiego świata. Iskrzy także na osi Rosja-Zachód i nie ma miesiąca, aby nie notowano kilku incydentów między siłami NATO a jednostkami podległymi Moskwie. Mimo końca zimnej wojny prawie 2 tys. głowic atomowych wycelowanych jest stale w różne cele na Wschodzie i Zachodzie. Do tego wciąż narasta ryzyko nuklearnego terroryzmu – bądź poprzez zdetonowanie wykradzionego skądś ładunku, bądź poprzez detonację prymitywnej “brudnej” bomby zawierającej długo rozpadający się materiał nuklearny. Ryzyko wybuchu nuklearnego konfliktu jest dziś najwyższe od czasu zakończenia zimnej wojny – ostrzegają eksperci. Jakimi doradcami otoczy się zwycięzca wyborów? A przede wszystkim: komu powierzymy w listopadzie kontrolę nad nuklearnymi guzikami?

Jolanta Telega

j.telega@zwiazkowy.com

Reklama

2 4

2 4

3 3

3 3

4 3

4 3

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama