Po ośmiu wygranych meczach z rzędu przed własną publicznością Legia Warszawa uległa Piastowi Gliwice 1:2 w 26. kolejce piłkarskiej ekstraklasy. Broniąca tytułu ekipa ze Śląska awansowała na drugie miejsce w tabeli i do lidera ze stolicy traci osiem punktów.
Grająca w osłabieniu od 10. minuty i bez nominalnego napastnika Legia przegrała pierwszy mecz od 20 grudnia. "Przyjmujemy to z pokorą" - powiedział trener Aleksandar Vukovic.
Wiosną stołeczna ekipa notowała doskonałe wyniki i mocno odskoczyła rywalom w tabeli. "To nic nie znaczy, bo nie jest ważne, które miejsce zajmujemy na tym etapie rozgrywek" - podkreśla szkoleniowiec.
Punktem zwrotnym w niedzielnym meczu była czerwona kartka dla Kantego. Sytuacja nie była oczywista, a sędzia Jarosław Przybył dopiero po wideoweryfikacji uznał, że piłkarzowi należy się kara. To spowodowało, że Legia musiała niemal całe spotkanie grać w dziesiątkę. Piast świetnie to wykorzystał i po golach Hiszpanów Jorge Felixa i Gerarda Badii wygrał 2:1. Jedyną bramkę dla gospodarzy, która otworzyła wynik spotkania, zdobył Chorwat Domagoj Antolic.
To pierwsza wygrana Piasta na wyjeździe od października, ale te trzy punkty mogą mieć duże znaczenie, co pokazuje także zeszły sezon. Legia właśnie porażką 0:1 z Piastem w ubiegłej rundzie finałowej na własnym stadionie zapoczątkowała własny kryzys i w konsekwencji utraciła na rzecz gliwiczan mistrzostwo kraju. Pierwsze w bieżących rozgrywkach spotkanie - jesienią na Śląsku - również przyniosło sukces (2:0) jedenastce trenera Waldemara Fornalika.
Mimo wszystko były selekcjoner reprezentacji Polski jest ostrożny w wypowiedziach. "Mamy jeszcze cztery mecze w rundzie zasadniczej i siedem spotkań w kolejnej fazie. Nie wybiegamy daleko w przyszłość, bo stawianie sobie dalszych celów mogłoby się okazać złudne" - podkreślił.
Liderem wirtualnej tegorocznej tabeli stała się Wisła Kraków. Jeszcze niedawno walcząca o utrzymanie "Biała Gwiazda" zremisowała u siebie z Lechem Poznań 1:1. Wisła w 2020 roku zdobyła już 14 punktów - najwięcej ze wszystkich drużyn, a jeszcze siedem kolejek temu, na początku grudnia, zamykała tabelę. Przyjście trenera Artura Skowronka, powrót do zdrowia i wysokiej formy Jakuba Błaszczykowskiego i zimowe transfery odmieniły zespół.
Teraz Wisła zajmuje bezpieczne 13. miejsce w tabeli i jak pokazują tegoroczne wyniki stała się postrachem każdego rywala.
Lech w niedzielę nie wykorzystał swojej szansy, by znaleźć się na drugim miejscu w tabeli. Mimo wszystko stadion na Rejtana pozostał dla poznaniaków szczęśliwy. Nie przegrali tam od 1 sierpnia 2015 roku.
Bramki w Krakowie kibice widzieli tylko w pierwszej połowie. Najpierw - w 6. minucie - na prowadzenie wyszli gospodarze dzięki skutecznemu Vukanowi Savicevicowi, a w 39. minucie wyrównał Christian Gytkjaer.
Remis spowodował, że Lech jest piąty w tabeli, ale do drugiego Piasta traci zaledwie punkt, a nad ósmą Jagiellonią ma pięć punktów przewagi. W górnej części tabeli zrobiło się bardzo ciasno.
Bez bramek zakończył się trzeci niedzielny mecz, w którym walczący o górną połowę tabeli Raków Częstochowa zremisował z przechodzącą kryzys Pogonią. Drużyna ze Szczecina nie wygrała meczu od miesiąca i z dorobkiem 41 punktów jest szósta. Dziewiąty Raków ma już tylko jeden punkt mniej od ósmej Jagiellonii.
Ciekawie było też w sobotnich spotkaniach ekstraklasy. Aż osiem goli oglądali kibice w Lubinie, gdzie KGHM Zagłębie zremisowało z Lechią Gdańsk 4:4. W Lubinie goście trzykrotnie obejmowali prowadzenie, wygrywali nawet 4:2, ale miejscowym punkt uratował w końcówce 18-letni Bartosz Białek, który zdobył już piątego gola w sezonie.
Dla ekipy z Gdańska wszystkie gole zdobyli piłkarze pozyskani zimą, a pierwszoplanowymi postaciami byli Brazylijczyk Conrado - bramka i dwie asysty, po których do siatki trafił Jaroslav Mihalik. Słowak poprzednio wśród strzelców goli w polskiej ekstraklasie pojawił się niemal równo trzy lata temu - 4 marca 2017, jeszcze w barwach Cracovii, pokonał bramkarza Arki Gdynia.
Dwa gole dla Zagłębia uzyskał z kolei Filip Starzyński, który m.in. wykorzystał "jedenastkę" podyktowaną za zagranie ręką jednego z lechistów. W identycznych okolicznościach powrót do polskiej ligi z Chorwacji zaznaczył Łukasz Zwoliński z Lechii.
"Mecz bardzo emocjonujący i zależy, jak się na niego spojrzy, można mieć szklankę do połowy pełną lub do połowy pustą. Z tego meczu dwie drużyny wychodzą ranne. Walka o pierwszą ósemkę nabiera rumieńców. Na pewno dzisiejsza wygrana bardzo by nas do tego przybliżyła" - skomentował trener Lechii Piotr Stokowiec.
Jego drużyna z 38 pkt zachowała siódmą pozycję, ale na "oczko" zbliżyła się do niej Jagiellonia, która teraz jest ósma. Lubinianie są na 11. miejscu z dorobkiem 33, tyle samo ma 12. Górnik.
Wisła Płock przerwała w sobotę złą passę wygrywając w Gdyni z Arką 2:1. To ich pierwsze zwycięstwo na wiosnę.
Trwa natomiast seria niepowodzeń Cracovii, która doznała czwartej już porażki z rzędu. W piątek w Zabrzu uległa Górnikowi 2:3.
Hiszpan Jesus Jimenez uzyskał 10. gola w sezonie dla Górnika, a pierwszego w debiucie wypożyczony kilka dni wcześniej z AEK Ateny obrońca Stavros Vassilantonopoulos. To właśnie Grek w 71. minucie ustalił rezultat i przesądził o wygranej zabrzan, którzy odnieśli piąte z rzędu zwycięstwo przed własną publicznością, w tym trzecie na wiosnę, i poważnie włączyli się do walki o "ósemkę".
Po pierwszym wiosennym sukcesie (we wtorek 2:1 w Szczecinie z Pogonią) za ciosem poszli piłkarze Jagiellonii, którzy pokonali na własnym stadionie Śląsk 1:0. Gola - pierwszego w sezonie - w 56. minucie z rzutu karnego zdobył Czech Martin Pospisil. Sędzia Piotr Lasyk podyktował go w dość kontrowersyjnych okolicznościach, a powtórki telewizyjne wątpliwości nie rozwiały.
W poniedziałek, na zakończenie 26. serii, przedostatnia Korona - po wygranej Wisły Płock jedyna drużyna bez zwycięstwa w tym roku - podejmie ostatni ŁKS. Gospodarzy po raz pierwszy poprowadzi nowy-stary trener Maciej Bartoszek, który w piątek zastąpił na tym stanowisku Mirosława Smyłę.
(PAP)
Reklama








