W piątek, 6 grudnia w siedzibie Paderewski Symphony Orchestra odbyła się projekcja filmu „Mensch”, prezentującego życie, dokonania i dziedzictwo Ludwika Hirszfelda – lekarza, naukowca, pioniera hematologii i immunologii, którego niezwykła historia odzwierciedla burzliwe czasy pierwszej połowy XX wieku. Sylwetkę bohatera filmu przybliżył prof. Marek Rudnicki, a Grażyna Auguścik w swoim niezapomnianym koncercie zaprezentowała nagrania będące kompozycjami Krzysztofa Komedy.
Pełnometrażowy film wyprodukowany i wyreżyserowany przez Pawła Wysoczańskiego prezentuje nigdy wcześniej niepublikowane materiały archiwalne i zawiera spostrzeżenia wybitnych naukowców – polskich, amerykańskich, niemieckich, szwajcarskich i serbskich – rzucając nowe światło na spuściznę Hirszfelda i jego osiągnięcia naukowe. Z Wysoczańskim rozmawiał krytyk filmowy Zbigniew Banaś.
Wysoczański ukończył reżyserię filmową w Szkole Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego. Jest producentem wielu filmów dokumentalnych nagrodzonych w Polsce i za granicą od Los Angeles, przez Vancouver, Madryt, Bilbao, Reykjavik, Kathmandu po Ujlu w Korei Południowej.
Jak podkreślił, postać Hirszfelda nie jest zbyt szeroko znana. – W Polsce nie potrafimy dbać o naszych bohaterów. Mam wrażenie, że Amerykanie o takich ludziach jak on nakreśliliby serial, film fabularny i kilka dokumentalnych – wskazał Wysoczański.
Przed pokazem filmu odbył się koncert, zatytułowany „Filmowa muzyka Krzysztofa Komedy” w wykonaniu Grażyny Auguścik. Organizator tego przedsięwzięcia Tomasz Startek zdradził, że pomysł pojawił się przez przypadek w czasie rozmowy ze znaną chicagowską wokalistką jazzową. – Takiego koncertu w Chicago jeszcze nie było, a przecież Komeda jest najbardziej uznanym polskim muzykiem jazzowym, kompozytorem, twórcą muzyki do 65 filmów – podkreślił polonijny przemysłowiec.
Interpretacje wokalne kompozycji Komedy do tekstów Wojciecha Młynarskiego i Agnieszki Osieckiej, nagrania z filmów Romana Polańskiego „Nóż w wodzie”, „Matnia” i Jerzego Hoffmana „Prawo i pięść”, po raz kolejny potwierdziły, że Auguścik jest mistrzynią nastroju i ujmującego muzycznego klimatu. A kołysankę z „Rosemary’s Baby”, tak zinterpretowała, że pewnie sama Mia Farrow byłaby z niej dumna.
Śpiewającej w języku polskim Auguścik towarzyszył kwartet amerykańskich muzyków. W sposób zadziwiający rozumieli oni intencje wokalne artystki, a w swoich solowych popisach pokazali, że czują muzykę Komedy tak, jakby wyssali ją z mlekiem matki.
To sprawiło, że koncert wywarł niesamowite wrażenie, a po jego zakończeniu niektórzy wyrażali obawę, że Auguścik skradła Wysoczańskiemu show, spychając w cień jego film. Na szczęście, jak się później okazało, „Mensch” dorównywał poziomem, klasą i wartością, sprawiając, że wieczór, który w zamyśle organizatorów miał być niezapomniany, w rzeczywistości takim właśnie był.
Projekcję filmu poprzedził wykład, w którym prof. Marek Rudnicki przybliżył sylwetkę Hirszfelda. Zaznaczył, że wiedza o nim jest bardzo mała i praktycznie nieistniejąca w świadomości opinii publicznej.
– Był naukowcem, lekarzem, bakteriologiem, immunologiem, który odkrył grupy krwi. Wprawdzie Karl Landsteiner zrobił to wcześniej, ale on nie docenił wagi tego odkrycia. Dopiero Hirszfeld, pracując razem z Emilem von Dungernem, zaczął to drążyć, wprowadzając ich oznaczenie symbolami A, B, AB i 0, co w 1928 roku przyjęto na całym świecie. Hirszfeld odkrył konflikt serologiczny, który czasami występuje między matką a jej nienarodzonym dzieckiem, co może skutkować poronieniem lub uszkodzeniem płodu. W związku z tym opracował sposób, w jaki można zapobiec temu konfliktowi. W latach 50. jako pierwszy lekarz na świecie wykonał pionierskie transfuzje krwi, ratując życie setkom tysięcy dzieci zagrożonych konfliktem serologicznym – powiedział prof. Rudnicki.
Jak podkreślił, Hirszfeld był nie tylko naukowcem, ale jak powiedział sam o sobie „ogrodnikiem dusz ludzkich, wychowawcą, przewodnikiem i opiekunem pokoleń lekarzy” i twierdził, że nauka pozwoli uczynić człowieka lepszym, a takze uważał, że „kto chce rozpalać innych, musi sam płonąć”.
– On przemawiał do świata jako Polak, na podstawie wiedzy wyniesionej z Polski. Zaakceptował bycie Polakiem, zmieniając swoją religię na katolicką. Cały czas podkreślał, że kto chce być szczęśliwy, niech nie szuka szczęścia, niech szuka życia. Ludwik Hirszfled „ Mensch, człowiek przez duże C. – zakończył prof. Rudnicki
„Mensch” jest pierwszym pełnometrażowym filmem o Hirszfeldzie. Znajdują się w nim nigdy wcześniej nieprezentowane materiały archiwalne, wypowiedzi cenionych polskich, amerykańskich, niemieckich, szwajcarskich, serbskich naukowców. Akcję filmu budują inscenizacje, dzięki którym przenosimy się w rzeczywistość, w której żył Hirszfeld. Film nie tworzy z jego biografii laurki. Hirszfeld nie był i nie jest pomnikowy. Był blisko ludzi, żył i pracował z nimi i dla nich.
Wstrząśnięty obrazami I wojny światowej, dostrzegał w sobie coraz większą potrzebę misji włączenia się jako lekarz ratujący życie na froncie. Miał do wyboru, albo spokojne życie w neutralnej Szwajcarii, albo front. Wybrał to drugie. Jego przyjaciel, żegnając go na dworcu w Zurichu, powiedział: „Panie kolego, jeśli chce się popełnić samobójstwo, to można wybrać prostszy sposób, niż jechać do Serbii i tam się dać zabić przez tyfus”. On pojechał, powstrzymał epidemię tyfusu plamistego, uratował naród serbski. Jest tam traktowany jak legenda. Ma tam swoje pomniki.
Na froncie wschodnim na terenie Serbii przebadał krew kilka tysięcy żołnierzy różnych narodowości. Odkrył, że wśród Europejczyków najczęściej występuje grupa krwi A. Rzadsza jest natomiast częstotliwość występowania grupy A u Rosjan, Żydów i ludzi pochodzących z Bliskiego Wschodu. Dowiódł też, że u czarnoskórych mieszkańców Afryki częstotliwość występowania grupy A i B jest prawie równa.
W czasach niemieckiego nazizmu podjęto ten temat, twierdząc, że jest to dowód na aryjskie pochodzenie i w związku z tym Aryjczycy mają grupę A i są prawdziwymi Niemcami, w odróżnieniu od tych, którzy tej grupy nie mają. Oskarżano go o stworzenie biologicznych podstaw nazizmu i o to, że stał się protoplastą rasizmu, który później Niemcy rozwinęli w celu zagłady Żydów, choć jego badania i odkrycia nie miały ani z rasizmem, ani z nazizmem nic wspólnego.
Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości wraz z żoną powrócił do Warszawy. Wszystkie oszczędności walutowe przekazał na rzecz rodzącego się państwa polskiego. Zaangażował się w krzewienie higieny w Polsce i była to jego główna działalność w okresie międzywojennym.
Osiągnął szczyt swojej popularności i cieszył się ogromnym autorytetem w dziedzinie epidemiologii w Europie. Brał udział w konferencjach międzynarodowych, na których obserwował zmiany nastawienia uczonych niemieckich i włoskich. Miał pełną świadomość, że nadciąga faszyzm i nieuchronności wybuchu II wojny światowej
Podczas obrony Warszawy Hirszfeld był bardzo aktywny, organizując służbę przekazania krwi i rekrutację darczyńców. Kiedy Niemcy wkroczyli do stolicy, to ich pierwszym poleceniem było, żeby Żydzi nosili opaski. Hirszfeld do tego się nie zastosował. Szokiem dla niego było to, jak widział znajomych profesorów niemieckich w mundurach wojskowych. Z jednej strony chcieli zasięgnąć u niego wiedzy i rozmawiać z nim, a z drugiej akceptowali fakt, że jest on jedną z tych osób, które powinny zginąć. Wśród policjantów eskortujących Hirszfeldów do getta byli i tacy, których dzieci leczyła jego żona pediatra.
Przyjaciele Hirszfelda zorganizowali wystawienie fałszywych dokumentów i namawiali go do wyjścia z getta. Odmówił, uznając, że ma do wykonania misję ratowania żydowskiej młodzieży przed kompletną depresją, upadkiem i zniszczeniem. Podjął wyzwanie, żeby się temu przeciwstawić, aby w tym koszmarnym świecie odzyskać swoje człowieczeństwo.
Ostatecznie Hirszfeldowie zostali wyprowadzeni z getta przy pomocy bardzo wielu znajomych. Żona została w Miłosnej pod Warszawą, on z córką przywędrowali na Kielecczyznę. Czas ukrywania się wśród ludzi nie zawsze pozytywnie nastawionych do Żydów i choroba córki, która zakończyła się jej śmiercią w wieku 23 lat, były najbardziej dramatycznymi chwilami w jego życiu.
Latem 1944 roku wraz z żoną przedostali się do Lublina. Był jedną z wielu osób, które zaangażowały się w organizowanie Uniwersytetu Lubelskiego i już jesienią odbyły się pierwsze zajęcia na kierunku medycznym.
Po wybuchu wojny Hirszfeld parę razy dostał propozycję objęcia katedry mikrobiologii w Buffalo w stanie Nowy Jork, ale odmówiał, ponieważ nie chciał zostawić bliskich w getcie warszawskim. Po zakończeniu wojny Amerykanie jeszcze raz zaczęli go kusić pracą i obywatelstwem, ale ponownie spotkała ich odmowa. Zdawał sobie sprawę, że te lata, kiedy przebywał w getcie i ukrywał się po wsiach, to były lata stracone. Nauka poszła do przodu, a on w pewnym sensie nie nadążał za tymi zmianami i w związku z tym uznał, że bardziej przyda się w kraju, tworząc nową polską naukę.
Kiedy władze zwróciły się do niego z prośbą o utworzenie wydziału lekarskiego we Wrocławiu, chętnie z tej propozycji skorzystał i tam znalazł swój drugi dom. Wspólnym wysiłkiem powstał wydział lekarski, gdzie wygłosił wykład inauguracyjny. Spełniło się też jego marzenie, jakim było powstanie Instytutu Immunologii. Realizację pozostałych marzeń przerwała w 1954 roku śmierć.
„Mensch” to opowieść o silnym człowieku, który odradzał się, mimo że wydarzenia pierwszej połowy XX wieku, niszczyły jego życie i dorobek. Lekarz, naukowiec, idealista. Zapomniany bohater, znany w świecie szerzej niż w Polsce, mogący swoim życiorysem obdzielić kilka postaci.
„Mensch” to także opowieść o miłości. O parze, która wspierała się wzajmnie. Ludwik nie osiągnąłby niczego bez swojej żony Hanny. I chociaż pozostaje ona nieco w cieniu męża, to jej pozycja lekarza pediatry była bardzo wybitna. On sam zaś mówił, że małżeństwo z nią to najważniejszy wybór, jakiego dokonał w życiu i najlepsza rzecz, którą mógł zrobić.
Tekst i zdjęcia: Dariusz Cisowski