Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama KD Market

Niebezpieczne wody

Ostatnia fala ataków rekinów na całym świecie, a przede wszystkim coraz częściej powtarzające się przypadki w popularnych kurortach turystycznych, jak Hurghada czy Marsa Alam nad Morzem Czerwonym w Egipcie, budzą coraz większy niepokój. I skłaniają do refleksji nad przyczynami tych dramatycznych wydarzeń. Eksperci zwracają uwagę zarówno na ryzyko związane z interakcjami między ludźmi a rekinami, jak i zmieniające się zachowania tych morskich drapieżników w obliczu postępujących zmian klimatycznych...
Reklama
Niebezpieczne wody

Autor: Adobe Stock

Wina rekina?

ReklamaUbezpieczenie zdrowotne dla seniorów Medicare

We wrześniu 2023 roku, w pobliżu Szarm el-Szejk w Egipcie, rekin odgryzł ramię turystce. Ten incydent wydarzył się zaledwie trzy miesiące po dramatycznym ataku w Hurghadzie, gdzie rosyjski turysta został śmiertelnie zaatakowany przez rekina na oczach przerażonych plażowiczów. Co więcej, dwa podobne tragiczne wydarzenia miały miejsce w tej samej okolicy rok wcześniej.

W czerwcu ubiegłego roku zawodowy surfer i aktor znany z „Piratów z Karaibów”, Tamayo Perry, zginął w wyniku ataku rekina podczas surfowania u wybrzeży Oahu na Hawajach. W grudniu doszło do dwóch kolejnych śmiertelnych ataków. Na początku miesiąca żarłacz zabił surfera na Maui a zaledwie kilka dni temu w Egipcie podczas nurkowania zginął włoski dyplomata Gianluca Di Gioia. Towarzyszący mu mężczyzna został poważnie ranny, lecz jego życie na szczęście udało się uratować.

Według bazy danych International Shark Attack File, która rejestruje wszystkie znane ataki rekinów, ich ogólna liczba spada w porównaniu z ostatnimi pięcioma latami. Jednak liczba niesprowokowanych ataków kończących się śmiercią zdaje się rosnąć. W 2022 roku odnotowano pięć takich zdarzeń, podczas gdy rok później liczba ta wzrosła do dziesięciu. Biolodzy morscy wskazują, że może to być efektem zarówno zmian klimatycznych, jak i działalności człowieka.

Z jednej strony nadmierne odławianie ryb ogranicza rekinom naturalne zasoby pokarmowe, a z drugiej zmiany prądów morskich i wzrost temperatury oceanów zmuszają ryby do migracji w poszukiwaniu chłodniejszych wód. Rekiny podążają za nimi, pojawiając się w obszarach, w których wcześniej były rzadko spotykane. Za ataki w Egipcie może też odpowiadać wymieranie raf koralowych w Morzu Czerwonym, wywołane zmianami klimatycznymi oraz destrukcyjną działalnością człowieka. Spadek populacji ryb w tych rejonach zmusza rekiny do zbliżania się do brzegów w poszukiwaniu pożywienia, co prowadzi do częstszych interakcji z ludźmi. 

Na część ataków rekinów wpływają również celowe działania ludzi. W wielu krajach, takich jak Egipt, RPA czy Meksyk, rekiny są świadomie dokarmiane w pobliżu popularnych miejsc turystycznych, aby przyciągnąć je bliżej brzegu. Dzięki temu firmy turystyczne mogą oferować atrakcje, takie jak pływanie w towarzystwie tych drapieżników. Niestety takie praktyki sprawiają, że rekiny przyzwyczajają się do obecności ludzi i zbliżają się coraz śmielej do linii brzegowej, co czasem prowadzi do tragicznych wypadków. Warto jednak pamiętać, że ludzie nie są naturalnym elementem rekiniego menu, a większość ataków to przypadki lub pomyłki. 

Krótkowzroczne żarłacze, nierozróżniające kolorów, często mylą surferów z fokami, co tłumaczy wysoką liczbę śmiertelnych ataków w Australii będącej mekką surferów. Zdarzają się również ataki na nurków, choć są one rzadsze. Przykładem może być tragiczny incydent z Meksyku w styczniu zeszłego roku, kiedy żarłacz odgryzł nurkowi głowę. Po tym wypadku meksykańskie władze zalecają malowanie białych pasów na tradycyjnych czarnych kombinezonach nurkowych, żeby nurek przypominał wyglądem jadowitego węża koralowego a nie fokę.

Potwór z telewizora

Choć statystyki wskazują na wzrost liczby śmiertelnych incydentów z udziałem rekinów, warto pamiętać, że populacja tych stworzeń zmniejszyła się od lat 70. XX wieku o ponad 70 proc. Szacuje się, że każdego roku ludzie zabijają około 100 milionów rekinów. Są one zabijane dla pamiątek, takich jak zęby czy kości, oraz dla płetw, które uchodzą za luksusowy przysmak i rzekomy afrodyzjak.

Praktyki połowu są często brutalne – rybacy odcinają żywym rekinom płetwy grzbietowe, a następnie wrzucają okaleczone zwierzęta z powrotem do wody, gdzie umierają w męczarniach. Ponad sześćdziesiąt krajów, w tym przede wszystkim Sri Lanka i Indie, eksportuje rocznie około 3 tysięcy ton płetw, których cena za kilogram waha się od 90 do 300 euro. Gatunki rekinów najczęściej trafiające do zupy z płetw odnotowały przez to spadek populacji o 80 proc.

Na demonizowanie rekinów ogromny wpływ miała popkultura. Zaczęło się od słynnych „Szczęk” Stevena Spielberga, które po raz pierwszy ukazały te morskie stworzenia jako niebezpiecznych zabójców. Jednak jeśli porównać liczbę ofiar śmiertelnych rekinów z ofiarami innych gatunków zwierząt, morski drapieżnik wypada na ich tle dość słabo. Rekiny zabijają rocznie około 10 osób, tyle samo co wilki.

Dla około 100 osób rocznie śmiercią kończy się spotkanie z lwami i słoniami. Jednak najbardziej niebezpiecznym stworzeniem na Ziemi jest… hipopotam. Ma on na koncie około 500 ofiar każdego roku, jednak nie miał takiego pecha jak rekin i nigdy nie został bohaterem żadnego dreszczowca. W telewizji również częściej słyszy się o krwawych spotkaniach z rekinami niż uroczymi hipopotamami, co ma znaczący wpływ na ich postrzeganie. 

Negatywny wizerunek rekinów sprawia, że często zapominamy o ich niezwykle istotnej roli w ekosystemach morskich. Pełnią one kluczową funkcję w utrzymaniu równowagi w oceanach, regulując populacje ryb i zapobiegając ich nadmiernemu rozmnażaniu. Dzięki temu przyczyniają się do zachowania różnorodności biologicznej i zdrowia ekosystemów, takich jak rafy koralowe czy łąki podmorskie, które odgrywają istotną rolę w pochłanianiu dwutlenku węgla. Polując na najsłabsze, chore lub starsze osobniki, rekiny pomagają również ograniczyć rozprzestrzenianie się chorób wśród ryb. Wygląda więc na to, że warto przestać demonizować rekiny i zacząć je w końcu doceniać.

Maggie Sawicka

Reklama

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama