Jedyną pewną rzeczą w naszej rzeczywistości staje się wszechogarniające poczucie niepewności. A wydawało się, że po pandemii – po której nic już nie miało być takie jak dawniej – nic nas nie może zaskoczyć.
Niezależnie od tego, kogo poparliśmy w listopadowych wyborach, trudno nie uznać, że działania nowej administracji są tyleż stanowcze co nieszablonowe. Resztę dopowie sobie każdy, w zależności od politycznych preferencji.
Ale dziś nie będzie polityce, tylko ekonomii i pieniądzach. Najpierw o tych drugich Decyzje administracji wzbudziły wiele zaskoczeń, emocji i niepewności, a to czynniki, które mogące zdestabilizować rynki finansowe. Jeśli ktoś pomyśli, że jego chata z kraja, bo nie posiada akcji i konta maklerskiego i problem go nie dotyczy, niech pomyśli jeszcze raz. 70 proc. dorosłych Amerykanów odkłada pieniądze na planach emerytalnych. I to nie tylko w bankach, gdzie ich depozyty są ubezpieczone. Oferowane przez pracodawców plany 401(k) inwestują na rynkach za pośrednictwem funduszy powierniczych. Dziesiątki milionów Amerykanów posiada kapitał zainwestowany na giełdzie, mimo braku konta maklerskiego. Wahania na giełdach mogą także uderzyć w ich własne miejsca pracy, jeśli pracują w spółkach notowanych na rynkach. A jak zachowuje się dziś Wall Street – sami widzimy.
Ekonomiści z kolei próbują tłumaczyć, że cła wcale nie muszą pobudzać wzrostu gospodarczego w USA. Tak przynajmniej działo się do tej pory w ekonomii. Więc dlaczego miałoby się inaczej dziać teraz? Poza tym cła są na zmianę zapowiadane, wprowadzane, zawieszane, ale na krótki czas i znów zapowiadane utrudniając planowanie działalności gospodarczej, zarówno wielkim międzynarodowym korporacjom, jak i małym spółkom zajmującym się np. handlem z Europą. To ABC ekonomii: już sama niepewność może zagrozić gospodarce, ponieważ opóźnia podejmowanie decyzje dotyczące inwestycji, zakupów i zatrudnienia.
Czy ktoś jest w stanie powiedzieć, ile przed Wielkanocą będą kosztować w polonijnych sklepach produkty spożywcze importowane z Polski? To zresztą nie tylko problem polonijnego konsumenta. Jednym z najpopularniejszych wyszukiwań w internecie są dziś pytania: jak amerykańskie cła wpłyną na zakupy w firmach takich jak Shein i Temu? Czy zwykli konsumenci będą musieli płacić podatki importowe przy zamawianiu produktów z Chin? W przeszłości zgodnie z zasadą „de minimis” wszystkie towary poniżej 800 USD mogły wjechać do USA bezcłowo. Na dziś odpowiedź brzmi: nie wiadomo. Zarządzenie wykonawcze Donalda Trumpa usunęło lukę w przepisach i te przesyłki z Chin powinny teraz podlegać ocleniu. Jednak nie jest jasne, w jaki sposób będzie działać ściąganie daniny lub ile zwykli ludzie będą musieli zapłacić.
Problem mogą obejść i Chińczycy przenosząc produkcję do innych krajów. Shein rozpoczął produkcję towarów w Brazylii i Turcji, może też przekierowywać przesyłki przez inne części Azji. A wszystkiego i wszystkich oclić się nie da.
Pekin spędził ostatnie pięć lat na szukaniu i wspieraniu nowych partnerów gospodarczych – szczególnie na całym Globalnym Południu. Dzięki temu Chiny stały obecnie największym partnerem handlowym dla ponad 120 krajów. Oznacza to, że są mniej uzależnione od handlu ze Stanami Zjednoczonymi. Poza tym chiński kapitał przezornie już kilka lat temu zaczął inwestować poza Państwem Środka, lokując pieniądze tam, gdzie siła robocza jest jeszcze tańsza. Np. wg grupy analitycznej Research and Markets około 90 proc. fabryk odzieżowych w Kambodży jest obecnie prowadzonych przez Chińczyków lub należą do Chińczyków. Nie istnieje wymierne żadne wiarygodne oszacowanie wpływu nowej polityki celnej USA na globalny PKB, czy inflację. Między innym dlatego, że nikt tego wcześniej w takiej skali nie robił. Ale generalnie wysokie cła raczej sprzyjają wzrostowi cen i zwalniają tempo rozwoju gospodarczego. Wiele będzie zależało od tego, jak długo utrzymywane będą podwyższone taryfy, jakie kroki odwetowe podejmą kraje, w które uderzyły Stany Zjednoczone oraz jak zareagują zarówno przedsiębiorcy jak i konsumenci. Od zachowania tych ostatnich zależy aż 70 proc. amerykańskiego PKB.
Wielu konstytucjonalistów podnosi kwestię zachowania kontroli i równowagi (checks and balances) pomiędzy poszczególnymi gałęziami władzy także w kontekście taryfowo-makroekonomicznych eksperymentów administracji. Np. teoretycznie to Kongres ma kontrolę nad handlem i cłami handlowymi, więc podczas jego sesji wypadałoby się zapytać o zgodę Kapitolu. Ale od lat 30. XX wieku coraz częściej deleguje tę władzę prezydentowi. Trudno sobie wyobrazić, aby w czasie gdy Republikanie kontrolują obie Izby na Kapitolu, upomnieli się o swoje prerogatywy. Poza tym w przypadku ceł na towary z Meksyku, Kanady i Chin Biały Dom wykorzystuje uprawnienia przyznane do reagowania na krajowe sytuacje kryzysowe – w tym przypadku ograniczenie handlu narkotykami. To kolejny czynnik niepewności, bo chodzi o precedensowe wykorzystanie uprawnień służących zwykle do nakładania sankcji ekonomicznych na kraje takie jak Iran.
Wojny celne, jak zresztą wszystkie wojny – kinetyczne, handlowe, czy informacyjne – wiążą się dodatkowymi kosztami. To od firm zależy, jaką część ceł będą w stanie zaabsorbować, a ile przerzucą na klientów. Mimo tej niepewności ekonomiści raczej wiedzą, jak to się skończy. Jeśli cła zostaną utrzymane albo odwieszone typowe amerykańskie gospodarstwo domowe może wydać w tym roku dodatkowe 2000 dolarów.
Donald Trump twierdzi, że cła zwiększą produkcję w USA i ochronią miejsca pracy, a także zwiększą przychody. Cła mają też wywierać presję na inne kraje, aby podejmowały działania w sprawie narkotyków przemycanych do USA, a także nielegalnej imigracji. Efekty? „Trumponomika 2.0 wprowadziła znaczną niepewność do krajobrazu gospodarczego, napędzaną przez zagrożenia taryfowe, zmieniające się negocjacje handlowe, politykę imigracyjną, rekordowe deficyty fiskalne i wydarzenia geopolityczne, takie jak rozmowy pokojowe Rosja-Ukraina” – napisali w komentarzu ekonomiści z Bank of America.
Gdyby w języku angielskim istniały przypadki słowo „uncertainty” odmienialibyśmy na wszystkie sposoby. W polskiej deklinacji przypadków jest siedem z wołaczem jako pointą.
O, NIEPEWNOŚCI!
Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”.