Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama KD Market

Kieran wychodzi z cienia

Przez wiele lat Kieran Culkin żył w cieniu swojego starszego brata Macaulaya, znanego z serii filmów familijnych o Kevinie. Jednak od czasu, kiedy zagrał zblazowanego Romana Roya w hitowym serialu „Succession”, jest na fali wznoszącej. Ukoronowaniem jego dotychczasowej kariery aktorskiej jest tegoroczny Oscar za najlepszą rolę drugoplanową w filmie „A Real Pain” Jessiego Eisenberga...
Reklama
Kieran wychodzi z cienia
Od lewej: Kieran Caulkin, 2024 i w 2010 r.

Autor: Wikipedia

Świadome wycofanie

ReklamaUbezpieczenia zdrowotne Obama Care

Jest rodowitym nowojorczykiem. W sierpniu ubiegłego roku skończył 42 lata. Wychował się w wielodzietnej rodzinie. Ma czterech braci i dwie siostry i każde z nich próbowało swoich sił w aktorstwie. Największą sławę zdobył oczywiście Macaulay, który w świadomości widzów na zawsze pozostanie Kevinem z „Home Alone” (mimo że skończy w tym roku 45 lat!). Trzeba mu oddać, że to on utorował drogę Kieranowi. Obaj grali w reklamach i obaj wystąpili w filmowym evergreenie. Młodszy Culkin grał kuzyna Kevina, Fullera McAllistera. 

Pomimo licznych ról, jakie Kieran zagrał w filmach i serialach, początkowo nie traktował aktorstwa poważnie. A występował przecież u boku takich sław jak Meryl Streep, Charlize Theron czy Sharon Stone. Jak sam wspomina, dopiero rola w „Succession” sprawiła, że zaczął o sobie myśleć jako o profesjonalnym aktorze. Jednym z powodów takiego podejścia do zawodu było to, co stało się z jego starszym bratem. Macaulay nie wytrzymał presji popularności, jaka na niego spadła, i w 1995 roku zawiesił karierę aktorską. Oficjalnie z powodu „wypalenia zawodowego”, choć tabloidy pisały też o problemach najstarszego Culkina z używkami. Z tego względu Kieran postanowił, że będzie grał wyłącznie role drugoplanowe w niszowych produkcjach. 

Ważna w karierze Kierana była rola dorastającego w patologicznej rodzinie Igby’ego w dramacie „Igby Goes Down” z 2002 roku. Aktor nie tylko zebrał znakomite recenzje, ale zdobył też nagrodę krytyków w Beverly Hills i Las Vegas, statuetkę Satelity oraz nominację do Złotego Globu. Mogłaby to być już rola przełomowa, ale wtedy dla aktora ważniejsze okazały się problemy rodzinne: rozwód rodziców, problemy Macaulaya z uzależnieniami oraz śmierć jednej z sióstr, Dakoty. „To najgorsza rzecz, jaka [nam] się kiedykolwiek przydarzyła i nie da się tego ucukrować. Każdy z nas radził sobie z tym zupełnie inaczej. Myślę, że wszyscy byli po prostu rozdarci w środku” – wspominał po latach Kieran. 

 

Niechciany sukces

Prawdziwy przełom przyszedł wraz z premierą serialu „Succession”, kiedy aktor miał już 36 lat. Granego przez niego Romana, mocno pokręconego i sarkastycznego dziedzica korporacji medialnej Royów, widzowie pokochali od pierwszego odcinka. Zaraz potem posypały się nagrody, wśród których była Emmy, najważniejsze wyróżnienie dla produkcji telewizyjnych, oraz Złoty Glob dla niego jako najlepszego aktora w serialu dramatycznym. Okazało się, że to nie koniec. 

Kiedy cały świat pogrążony był w pandemii, Kieran dostał propozycję zagrania w filmie kręconym w Polsce. Nie do końca wiedział, o co chodzi, dlaczego tam, a przede wszystkim, dlaczego on. Wiedział jedynie, kim jest stojący za projektem Jesse Eisenberg, znany z „The Social Network” czy „Now You See Me”. Chodzi oczywiście o film „A Real Pain”.

To nakręcona w konwencji kina drogi historia dwóch kuzynów, Davida (w tej roli sam Eisenberg) i Benjiego, którzy wyruszają do Polski w poszukiwaniu swoich korzeni. W trakcie wyprawy spotykają na swej drodze ekscentrycznego przewodnika z Wielkiej Brytanii oraz grupę międzynarodowych turystów. Wspólnie z nimi podróżują po Warszawie, Lublinie i Majdanku, poznając historię Holokaustu i… siebie nawzajem.

Co ciekawe, Eisenberg w zasadzie nie miał pojęcia o istnieniu Kierana Culkina. Nie widział go na scenie, nie widział też żadnego filmu czy serialu, w którym grał. Obsadził go wyłącznie na podstawie rekomendacji siostry, która była wielką fanką „Succession” i która po przeczytaniu scenariusza „A Real Pain” stwierdziła, że tylko Kieran może zagrać Benjiego.

 

Oscar za film w Polsce!

Teraz trzeba było przekonać Kierana, by tę rolę przyjął. Początki nie były łatwe. Aktor miał duże opory przed podróżą do Europy, ponieważ nie chciał rozstawać się z rodziną na tak długi czas.

„To zabrzmi okrutnie, ale próbowałem się z tego wymiksować, bo to strasznie uprzykrza życie. Nie lubię przebywać z dala od bliskich dłużej niż dwa dni. Nie chciałem jednak rezygnować z tak pięknego scenariusza” – wyznał w rozmowie z „Interview Magazine”.

Kieran Culkin przyznał, że niezwykle rzadko udaje mu się od razu wczuć w rolę, którą ma zagrać, a tak właśnie było w przypadku postaci w „A Real Pain”. „W chwili, gdy zobaczyłem [w scenariuszu – przyp. red.], jak Benji zaczyna mówić, pomyślałem: Rozumiem tego gościa, ta rzecz jest świetna, więc w pełni się w to zaangażowałem” – wyznał aktor. Jednak największy wpływ na ostateczne „tak” miała Emma Stone, producentka filmu a zarazem jego była partnerka.

Zaufanie do siostry Jessego Eisenberga opłaciło się przede wszystkim filmowi. Benji w wykonaniu Culkina jest niespokojny, ale pewny siebie, czarujący, wkurzający, ale też do bólu prawdziwy. Podczas wakacji w Polsce wraz ze swoim żydowskim kuzynem Davidem zmaga się zarówno ze swoim żalem po śmierci babci, jak i głębokim poczuciem bezcelowości życia. Jednocześnie zachęca swojego mocno zranionego i wycofanego kuzyna, aby po prostu spróbował trochę pożyć. Culkin za tę kreację zdobył trzy najważniejsze nagrody w świecie filmu: BAFTĘ, Złotego Globa i Oscara.

 

Negocjacje z ukochaną

Sukces jednak nie zawrócił mu w głowie. Culkin wciąż jest bardzo ostrożny i chroni swoją prywatność. Przed laty prasa donosiła o jego romansach z Anną Paquin czy Emmą Stone, jednak on sam nigdy nie udzielał komentarzy na ten temat i układał swoje życie z dala od mediów. Dziś jest szczęśliwym mężem i ojcem. Jego żoną jest Brytyjka Jazz Charton, którą poznał w 2012 roku w jednym z nowojorskich barów. Siedem lat później na świat przyszła ich córka Kinsey, a za kolejne dwa lata syn, który otrzymał imię Kieran Junior.

I chyba na tym się nie skończy, gdyż na gali rozdania Oscarów aktor sporą część swojej przemowy skierował do żony, negocjując z nią... kolejne dziecko. Jego słowa podczas przyjmowania statuetki uznano za jedno z najlepszych i najzabawniejszych podziękowań w historii Oscarów. W trakcie swojego wystąpienia gwiazdor podziękował żonie za wszystko, w szczególności zaś za to, że „dała mu jego ulubione osoby na świecie”. Następnie nawiązał do obietnicy złożonej mu przez ukochaną w 2024 roku. Przytoczmy tę wypowiedź niemal w całości, gdyż jest niezwykle oryginalna i urocza:

„Około rok temu byłem na scenie takiej jak ta i bardzo głupio, publicznie, powiedziałem, że chcę trzecie dziecko. Bo Jazz obiecała, że jeśli zdobędę nagrodę, to mi je da. Okazało się, że powiedziała to, bo nie sądziła, że wygram. (...) Po ceremonii szliśmy przez parking, ona trzymała Emmy, szukaliśmy samochodu. I stwierdziła: O Boże, rzeczywiście to powiedziałam. Chyba muszę ci dać trzecie dziecko. A ja odwróciłem się do niej i powiedziałem: Tak naprawdę to chcę czwórkę. A ona spojrzała na mnie, odpowiadając: Dam ci czwórkę, kiedy zdobędziesz Oscara. Wyciągnąłem rękę, ona ją uścisnęła, a ja ani razu do tej pory nie poruszyłem tematu. Aż do teraz. Pamiętasz to, kochanie? Pamiętasz? W takim razie mam tylko to do powiedzenia, Jazz, miłości mojego życia, ty człowieku małej wiary. Żadnej presji. Kocham cię. Naprawdę przepraszam, że to znowu zrobiłem. A teraz bierzmy się za te dzieci, co ty na to? Kocham cię!”. Według wyliczeń para powinna mieć jeszcze kolejną dwójkę dzieci.

Małgorzata Matuszewska

Reklama

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama