Co takiego się dzieje, że ten jeszcze przed chwilą Słodki Maluszek staje się jakimś Dziwnym Stworem, z którym nie wiadomo jak rozmawiać? Być może słowem klucz, które rozwiąże te zagadki będzie „Dojrzewanie”, które wprowadza wiele chaosu do naszej codzienności.
Wejście w okres dojrzewania powoduje ogromne zmiany w zachowaniu, sposobie myślenia, postrzegania siebie i otaczającego świata. Jednocześnie mam wrażenie, że rozdzielenie światów: dorosłego i dziecięcego dokonuje się również poprzez nieubłagany upływ czasu i błyskawiczny postęp w kulturze i technologii.
Ciągłe zmiany
Ten płynący czas, który zmienia naszą rzeczywistość, nasze otoczenie, a także nas samych, to niby nic nowego, a jednak możemy mieć wrażenie jakby zaczął w pewnym momencie przyspieszać. Z jednej strony, jak twierdzą naukowcy, jest to związane z tym, że z wiekiem wpadamy w rutynę, zaczynamy dostrzegać coraz mniej nowości, więc możemy mieć poczucie, że czas płynie szybciej, niż wtedy, gdy byliśmy młodzi. Z drugiej, to przyspieszenie może być związane z ogromnym postępem technicznym, który dotknął nasze pokolenie prawdopodobnie w największym stopniu, ponieważ pamiętamy jeszcze czasy analogowe, z których do dzisiejszego dnia nie zostało zbyt wiele.
Przypomina mi się Czarny blues o czwartej nad ranem, śpiewany przez Stare Dobre Małżeństwo, gdzie w pewnym momencie słyszymy: „Gdy ci to śpiewam – u mnie pełnia lata
Gdy to usłyszysz – będzie środek zimy…” Coraz częściej mam takie poczucie, że komunikując się z naszymi dziećmi, czerpiemy z naszych doświadczeń, przemyśleń, obserwacji, ale to wszystko, co mówimy, trafia do nich zbyt późno, aby mogły to wykorzystać. Niekiedy mają poczucie, że nasze poglądy są niedzisiejsze, że ich nie rozumiemy, a wszystko dlatego, że nasze przemyślenia opierają się na doświadczeniu jakby z innej epoki, a na pewno z innego świata.
Różnice
Nie jest przyjemnym usłyszeć od dziecka: „Bo Ty nic nie rozumiesz” i nie ma się co oszukiwać, nie zawsze takie stwierdzenie jest zgodne z prawdą. Niekiedy jednak nasze „urocze pociechy” chcą zwyczajnie nadepnąć nam na odcisk, a ponieważ doskonale wiedzą, gdzie uderzyć, abyśmy poczuli, to zdarza im się używać również takich argumentów.
Jednocześnie, na takie sytuacje warto spojrzeć racjonalnie, a niekiedy z przymrużeniem oka. Mam na myśli przede wszystkim podejście, gdzie nie bierzemy do siebie wszystkiego, co słyszymy od naszych nastolatków i nie obrażamy się, a rzeczywiście przyjrzymy się sytuacji nieco bliżej, bo być może coś jednak nam umyka.
Od wielu lat, starszemu pokoleniu najłatwiej było i jest powiedzieć, ocenić: „…bo ta dzisiejsza młodzież”, a przecież nie możemy oczekiwać, że młodzi ludzie będą dokładnie tacy sami, jak my, nie mając takich doświadczeń i jednocześnie mając zupełnie inny pakiet startowy. Być może równie szokujące będzie stwierdzenie, że my również nie zatrzymaliśmy się w czasie, ale zmieniamy się, rozwijamy, niekiedy wykorzystując potencjał swój i otoczenia, a kiedy indziej marnując go. Nie jesteśmy idealni, ale jesteśmy inni.
Lepsze – gorsze
Bardzo często, aby oswoić to co nieznane, próbujemy to odnieść, porównać do tego, co już tą nowością nie jest, co już rozpracowaliśmy i oswoiliśmy. Najłatwiejszym sposobem na to jest próba dojścia do wniosku, co jest lepsze, a co gorsze. Podobnie dzieje się z tym nowym światem – światem naszych dzieci, zestawianym z tym naszym, który znamy, pamiętamy, darzymy ciepłymi uczuciami i sentymentami. Nawet w social mediach, nietrudno znaleźć strony zatytułowane: „Kiedyś było jakoś lepiej…”, czy „Żyliśmy w PRL”. Nasi rodzice wcale nie mają tak ciepłych wspomnień z okresu PRL-u, ale my – to co innego. Czy to jednak dowód, że nasze pokolenie jest gorsze od pokolenia naszych rodziców, że świat naszego dzieciństwa był gorszy? Nie, nasze światy są po prostu inne, zarówno ten naszych dziadków, nasz i naszych dzieci.
Bardzo łatwo jest powiedzieć, że współczesna młodzież dorasta w świecie pełnym przemocy. Prawdopodobnie jest bardziej narażona na kontakt z przemocą, ale to nie jest jedyny świat w którym żyje. Ktoś powie, że łatwy dostęp do Internetu zabija bezpośrednie relacje, ale jednocześnie zbliża ludzi oddalonych od siebie o setki, tysiące kilometrów. Można powiedzieć, że ilość obowiązków i pogoń za pracą, sukcesem osłabia relacje rodzinne, a z drugiej strony, nigdy wcześniej rodzice nie byli tak skoncentrowani na dzieciach, tak dbający o ich dobrostan. Oczywiście jest wiele rzeczy, które nie są idealne, na które można patrzeć jak na zagrożenie, ale jednocześnie warto pamiętać, że świat w którym żyjemy jest tworzony przez nas, a oprócz tego dużego rozumianego jako świat, kontynent, czy państwo, są też te nasze światy lokalne, które budujemy każdego dnia.
Iwona Kozłowska

jestem pedagogiem, mediatorem, a także Praktykiem i Masterem Emotion NLP. Od 2006r. pracuję z dziećmi, młodzieżą, a także ich rodzicami, nieustannie poszerzając swój warsztat pracy.
Po godzinach natomiast jestem całkiem zwyczajną mamą, której również zdarza się nadepnąć na rozrzucone klocki, czy też mierzyć się z wyzwaniami pod tytułem: „Nie chcę jeszcze iść się myć!”, lub „Jeszcze tylko 5 minut…”
Moją wielką pasją jest odkrywanie i wspieranie potencjału jaki drzemie w każdym dziecku i w każdym rodzicu. Głęboko wierzę, bo widzę to na swoim przykładzie, że nawet mając dzieci u boku, można realizować swoje marzenia i cele. Jednocześnie, takim podejściem można „zarażać” swoje dziecko, następnie je wspierać, a później wzajemnie się motywować i czerpać ze swoich doświadczeń.
Prowadząc MamoKompas pomagam mamom sprawić, aby ich podróż wychowawcza była przyjemna, ciekawa i wzbogacająca!
