Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 19 maja 2025 10:22
Reklama KD Market

Polak na zwolnieniu warunkowym, Marek Josko, deportowany z chicagowskiego ośrodka dla bezdomnych

Marek Josko odliczał już dni do zakończenia swojego wyroku. Przestrzegał wszystkich reguł zwolnienia warunkowego: regularnie meldował się u kuratora sądowego, nie pił, nie zażywał narkotyków, stosował się do godziny policyjnej. Twierdzi, że był wzorowym więźniem, dlatego 12-letni wyrok za nieumyślne zabójstwo przez spowodowanie wypadku zamienił się w niecałe pięć lat pozbawienia wolności. 4 kwietnia 2025 r. Josko miał być wolnym człowiekiem. Zanim to się stało, w ośrodku, gdzie odbywał swój „parole”, przechwyciły go służby imigracyjne ICE.
Reklama
Polak na zwolnieniu warunkowym, Marek Josko, deportowany z chicagowskiego ośrodka dla bezdomnych
Marek Josko

Autor: Illinois Department of Correction/Google Map/ICE.gov

Po zwolnieniu z więzienia stanowego Pittsfield Work Camp na zachodzie Illinois, gdzie spędził około 2 lata, w kwietniu 2024 r. 72-letni dziś Marek Josko rozpoczął roczny okres zwolnienia warunkowego poprzedzający wyjście na wolność. W tym czasie Polak przebywał w Pacific Garden Mission, (PGM), największej noclegowni w Chicago w dzielnicy South Loop.

ReklamaUbezpieczenie zdrowotne dla seniorów Medicare

W ramach zwolnienia warunkowego nie wolno mu było opuszczać stanu Illinois, spożywać alkoholu i narkotyków. Miał również podjąć wysiłek znalezienia pracy – co z powodu wieku, stanu zdrowia i braku samochodu okazało się trudne. W ciągu dnia Josko jeździł lub spacerował po mieście, szukał sobie zajęcia i przygotowywał się do powrotu do Polski.

Była środa, 29 stycznia. Przed 6 rano w PGM, prowadzonym przez baptystów ośrodku dla bezdomnych, Marek Josko był w drodze na śniadanie, kiedy podeszło do niego kilku funkcjonariuszy w kamizelkach z napisem ICE.

– Josko? – pytają. Odpowiedziałem, że „yes”, a oni kują mnie w kajdanki. Byłem kompletnie zaskoczony. Nie wiedziałem, że idą do mnie. Pytam tego oficera, co wy robicie, dlaczego mnie kujecie. A on na to, że jestem w Stanach Zjednoczonych nielegalnie i dlatego jestem aresztowany. Dopiero wtedy zaskoczyłem, o co chodzi. Trump objął władzę 9 dni wcześniej – relacjonował z Polski, kilka dni po swojej deportacji, Marek Josko w rozmowie telefonicznej z „Dziennikiem Związkowym”.

Według Joski, następnie został przewieziony do ośrodka niedaleko O’Hare, gdzie został przetrzymany do wieczora. Stamtąd funkcjonariusze przewieźli go do więzienia imigracyjnego Clay County Jail w miejscowości Brazil w stanie Indiana, gdzie został osadzony w oddziale o zaostrzonym rygorze.

– Trzymali mnie tam 72 dni – o tydzień dłużej niż mój zasądzony wyrok. Przez ten czas nie wiedziałem, jak słońce wygląda – opowiada Josko. – Byli tam ludzie z całego świata: Indii, Wysp Samoa, Mikronezji. Byli tam ludzie, którzy nie powinni się tam znaleźć. Panował duży bałagan, popełnianio błędy proceduralne. Na przykład ktoś był aresztowany pod jakimś nazwiskiem, ale zupełnie inaczej się nazywał. Niektórzy wypuszczani byli na drugi dzień.

W piątek, 11 kwietnia, 8 dni po oficjalnym zakończeniu wyroku, Joskę przewieziono na lotnisko O’Hare i wsadzono do wieczornego samolotu do Warszawy. Wcześniej wręczono mu tymczasowy polski paszport (o który starał się będąc jeszcze w PGM). Funkcjonariusze ICE pozwolili mu z ich telefonu zadzwonić do kolegi, który przywiózł mu na lotnisko sto dolarów na bilet z Warszawy do rodzinnego Przemyśla. Rzeczy osobiste, które szykował na powrót i torba z dokumentami, pozostała w PGM w momencie aresztowania.

– Nie mam żadnych pretensji to tych ludzi. Zachowywali się bardzo porządnie. Pożegnali się, podali rękę, kupili mi kawę, do samolotu wprowadzili bez kajdanek. Przed wejściem dali mi tymczasowy paszport i moje lekarstwo na nadciśnienie. Przez wszystkie te lata od 2020 r. byłem zawsze traktowany z szacunkiem. Nie dawałem też żadnych powodów, żeby mnie inaczej traktować. Zawsze mówili do mnie „sir” – ze względu na wiek. Nie mogę złego słowa powiedzieć na żadnych funkcjonariuszy. A to, co zrobiła administracja, to jest całkiem inna sprawa – opowiada Josko.

Deportacja Marka Joski jest o tyle nietypowa, bo to rząd amerykański sprowadził Polaka do Stanów Zjednoczonych w czerwcu 2020 r. na drodze ekstradycji.

Polak był oskarżony o spowodowanie śmiertelnego wypadku w grudniu 1995 r. 42-letni wówczas Josko, będąc pod wpływem alkoholu miał wjechać pod prąd na US Highway 41 w Lake Forest na dalekich północnych przedmieściach, gdzie zderzył się czołowo z pickupem. Prowadząca go kobieta doznała trwałych obrażeń. Tą samą drogą jechał 26-letni ojciec z Waukegan, Dennis Bourassa, który zderzył się z pojazdem Joski i zginął na miejscu. Jeszcze tego samego miesiąca Josko odleciał do Warszawy.

Sprawa ucichła na blisko 20 lat. Ponownie nabrała obrotu w 2014 roku, gdy zmieniło się prawo dotyczące ekstradycji polskich obywateli do Stanów Zjednoczonych. W lutym 2020 r. Marek Josko został aresztowany przez przemyskich policjantów, a w czerwcu 2020 r. przekazany stronie amerykańskiej.

Od chwili, kiedy w czerwcu 2020 r. stanął przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości, Marek Josko utrzymywał, że jest niewinny. Podczas procesu tłumaczył, że pojechał do domu na święta i miał zamiar wrócić do Stanów. Polak podważał również legalność swojej ekstradycji do Stanów Zjednoczonych.

W 2021 r. ława przysięgłych powiatu Lake w Waukegan uznała go za winnego zarzutu zabójstwa przez lekkomyślne postępowanie (reckless homicide), a sędzia George Strickland skazał Joskę na 12 lat więzienia stanowego. Z uwagi na warunki wyroku, czas spędzony w areszcie śledczym, dobre sprawowanie, pracę i udział w więziennych programach, Josko za kratkami w Stanach Zjednoczonych spędził niecałe 5 lat.

Joanna Marszałek
j.marszalek@zwiazkowy.com

 

Reklama
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama