Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama KD Market

Tajemnica Lasu Rendlesham

W sercu hrabstwa Suffolk, pośród rosłych drzew Rendlesham Forest, kryje się jedna z najbardziej zagadkowych historii brytyjskiej ufologii. Niegdyś znany głównie ze swojego naturalnego piękna, dziś las ten przyciąga uwagę badaczy i pasjonatów zjawisk niewyjaśnionych z całego świata. A wszystko za sprawą tajemniczego zdarzenia z 1980 roku, które zyskało sławę „brytyjskiego Roswell”...
Reklama
Tajemnica Lasu Rendlesham
Wschodnia brama RAF Woodbridge, gdzie rozpoczął się incydent z UFO w lesie Rendlesham

Autor: Wikipedia

Tajemnicze światła

ReklamaUbezpieczenia zdrowotne Obama Care

W nocy z 25 na 26 grudnia 1980 roku lotnik John Burroughs odbywał rutynowy patrol na terenie amerykańskiej bazy wojskowej RAF Woodbridge. Około godziny 2.00 nad ranem jego uwagę przykuło nietypowe światło migoczące w lesie Rendlesham, który oddzielał Woodbridge od pobliskiej bazy RAF Bentwaters. Burroughs natychmiast zgłosił to przełożonym, którzy polecili wysłać patrole w kierunku źródła światła. W tym samym czasie z wieży kontroli lotów na londyńskim lotnisku Heathrow nadeszła zaskakująca informacja – nad bazą wykryto niezidentyfikowany obiekt, który chwilę później zniknął z radarów bez śladu.

Żołnierze ruszyli w głąb ciemnego lasu. Po pewnym czasie dotarli do polany, gdzie ich oczom ukazał się metaliczny obiekt otoczony niebieskimi, pulsującymi światłami. Miał kształt trójkąta. Był szeroki na około trzy metry, wysoki na dwa i unosił się tuż nad ziemią. Po kilku chwilach gwałtownie wzbił się w powietrze. Przez kolejne dwie godziny obiekt wielokrotnie pojawiał się i znikał, poruszając się w nieprzewidywalny sposób. Czasami zbliżał się do patroli, by zaraz potem oddalić się i zniknąć w gęstwinie, jakby bawił się z nimi w kotka i myszkę.

Po kilku godzinach intensywnej obserwacji zjawiska patrole powróciły do bazy a John Burroughs zameldował dowódcy o spotkaniu z niezidentyfikowanym obiektem latającym. Nikt jednak żołnierzom nie uwierzył. Polecono im wrócić na miejsce zdarzenia i znaleźć jakiekolwiek fizyczne dowody, które potwierdziłyby ich relację. Gdy dotarli na miejsce, natrafili na zagadkowe ślady. Pomimo mroźnej grudniowej aury i twardo zamarzniętego gruntu, widoczne były trzy symetryczne wgłębienia – każde o szerokości około pięciu i głębokości około 15 centymetrów, układające się w idealny równoramienny trójkąt. Co więcej, drzewa wokół tego obszaru nosiły wyraźne ślady przypaleń, rozciągające się na całej ich wysokości. Nie sposób było przypisać je naturalnym przyczynom ani działalności człowieka.

Burroughs wezwał funkcjonariusza lokalnej policji, by pokazać mu nietypowe odkrycie. Jednak ten zbył całą sprawę – uznał odciski w gruncie za nory dzikich zwierząt, a przypalenia na drzewach za pozostałości po ognisku. Dla uczestników zdarzenia było jednak jasne, że tego, co zobaczyli w lesie Rendlesham, nie da się wyjaśnić w taki sposób.

 

Spotkanie z nieznanym

Następnego ranka do bazy w Woodbridge przybył pułkownik Charles Halt. Choć początkowo podchodził do relacji swoich podwładnych z dużym sceptycyzmem, to im głębiej wnikał w szczegóły, tym trudniej było mu je racjonalnie wyjaśnić. Tego samego wieczoru pojawiły się kolejne doniesienia o dziwnych światłach nad lasem. Zarządzono uruchomienie reflektorów, by lepiej obserwować teren. Jednak około godziny 9.30 reflektory nagle uległy niewyjaśnionej awarii.

Do lasu natychmiast wysłano patrol. Pułkownik Halt, chcąc podejść do sprawy profesjonalnie, również wyruszył na miejsce. Zabrał ze sobą fotografa oraz specjalistyczny sprzęt rejestrujący, by udokumentować zdarzenia i obalić rosnące spekulacje na temat spotkania z przedstawicielami pozaziemskiej cywilizacji. Sierżant Robert Ball, jeden z członków grupy, zlokalizował miejsce, które uznali za potencjalne miejsce lądowania UFO.

Kiedy rozpoczęli pomiary, jeden z żołnierzy dostrzegł czerwony, świecący obiekt, oddalony od nich o kilkaset metrów. Obiekt zaczął poruszać się zygzakiem między sosnami i zdawał się mrugać do nich, po czym oddalił się. Patrol ruszył za nim. Po chwili grupa natknęła się na domostwo, które zdawało się świecić, jakby stało w ogniu, oświetlone jasnym światłem unoszącego się nad nim latającego spodka. Nagle obiekt rozdzielił się na pięć jasnych, białych kul, które oddaliły się z niesamowitą prędkością i wkrótce zniknęły. 

 

Noc pełna niespodzianek

Nie było to jedyne spotkanie z tajemniczymi obiektami tamtej nocy. Żołnierze ruszyli przez las w kierunku wybrzeża, żeby zbadać kolejne miejsca, kiedy spostrzegli trzy obiekty poruszające się po niebie. Ich trajektoria przypominała siatkę. Obserwatorzy mieli wrażenie, że obiekty próbowały się z nimi komunikować za pomocą świateł lub przed czymś ostrzec. Nagle z obiektów zaczęły wystrzeliwać jasne wiązki światła, co zaobserwowano w obu bazach RAF-u. 

Tymczasem John Burroughs, który spał w czasie wydarzeń, obudził się i również zauważył niebieskie, półprzezroczyste światła nad bazą. Jeden z dziwnych obiektów zanurkował w jego stronę, przemknął nad stojącą na placu ciężarówką i ponownie wzbił się w niebo. W tym samym czasie pułkownik Halt i jego ludzie zaobserwowali zbliżający się do nich z ogromną prędkością obiekt, z którego nagle wystrzeliła wiązka jasnego światła. Spodek był zaledwie kilka metrów od nich. 

Nie tylko żołnierze byli świadkami tego niezwykłego zjawiska. Mieszkańcy Capel Green i Woodbridge również zgłaszali lokalnym władzom, że nad lasem dzieje się coś dziwnego. Widzieli świecące kule, które poruszały się z niesamowitą prędkością. Jedna z mieszkanek przypomniała sobie niski, wibrujący dźwięk, który utrzymywał się przez kilka minut i obudził ją ze snu. 

Dziewięć miesięcy później w pobliżu Woodbridge doszło do kolejnych równie zdumiewających obserwacji. 

 

Tajne eksperymenty?

Nie wszyscy jednak uwierzyli, że zdarzenia w Rendlesham Forest miały związek z obecnością wysłanników obcej cywilizacji. Sceptycy sugerowali bardziej przyziemne wyjaśnienia – od meteorytów po światła nawigacyjne samolotów. Pojawiły się też głosy, że incydent mógł być efektem tajnego eksperymentu wojskowego, być może z udziałem technologii opracowanej w czasie zimnej wojny.

Jednym z najczęściej przytaczanych racjonalnych wyjaśnień była teoria o latarni morskiej Orford Ness, oddalonej o zaledwie kilka kilometrów od Rendlesham. Według tej wersji intensywna, pulsująca wiązka światła mogła zostać błędnie zinterpretowana przez żołnierzy jako poruszający się obiekt. Optyczne złudzenie mogło zostać spotęgowane przez mgłę, poruszające się korony drzew i specyfikę lokalnego terenu.

Jednak świadkowie stanowczo odrzucili to wytłumaczenie. Pułkownik Charles Halt oraz inni uczestnicy zdarzenia zgodnie twierdzili, że obserwowane światła zachowywały się w sposób inteligentny: zawisały nieruchomo w powietrzu, przemieszczały się poziomo, dzieliły na kilka oddzielnych punktów i emitowały wyraźne, skierowane ku ziemi wiązki światła. Trudno przypisać takie manewry latarni, zwłaszcza że większość świadków służyła w tej bazie od dawna i doskonale znała jej charakterystyczny błysk.

Wątpliwości i teorie spiskowe od lat podsyca brak transparentności w tej sprawie. Wiele dokumentów zostało ujawnionych w okrojonej formie lub ocenzurowanych. Największe kontrowersje budzi jednak zaginięcie kluczowych dzienników operacyjnych z tamtego okresu. Według oficjalnych informacji „zaginęły” lub zostały „zniszczone”. 

Pomimo licznych świadectw, nagrań audio i śladów fizycznych odnalezionych w lesie, brytyjskie Ministerstwo Obrony nigdy nie zdecydowało się na przeprowadzenie formalnego śledztwa. W oficjalnym oświadczeniu stwierdzono, że incydent nie stanowił zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego i sprawę uznano za zamkniętą.

Maggie Sawicka

Reklama

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama