W 99. dniu urzędowania Trumpa Tom Homan, prezydencki pełnomocnik ds. polityki imigracyjnej, zwany także „carem granicy”, skonstatował, że od czasu inauguracji nowej prezydentury deportowano 139 000 osób.
Jednak dziennikarze, którzy podjęli próbę zweryfikowania tej informacji uważają, że liczba jest mocno przesadzona. Powołują się przy tym na ekspertów ds. imigracji, którzy z kolei twierdzą, że liczba ta została wzięta z księżyca. Na razie wygląda na to, że przynajmniej jeśli chodzi o suche liczby, obietnica Homana, że poprowadzi „największą operację deportacyjną, jaką kiedykolwiek widziano w tym kraju”, jest trudna do spełnienia.
Co rzeczywiście pokazują liczby
Służby Immigration and Customs Enforcement (ICE), które zgodnie z nakazem Kongresu mają obowiązek co dwa tygodnie publicznie udostępniać informacje o zatrzymaniach i deportacjach, poinformowały, że deportowano mniej niż połowę z tej liczby osób, czyli około 57 000.
Dysproporcję tę można by było wyjaśnić, gdyby z samej granicy, kontrolowanej Customs and Border Protection (CBP) zawracano więcej ludzi. Jednak administracja Trumpa na tyle skutecznie uszczelniła granicę z Meksykiem, że zatrzymania w tych miejscach drastycznie spadły do niewielkiej liczby, potwierdzają to dane rządowe. Ponieważ w tym samym czasie nie deportowano do Kanady ponad 30 tys. osób, liczby po prostu się nie sumują do 139 tysięcy.
Eksperci w dziedzinie imigracji twierdzą, że w tej szczególnej sprawie przejrzystość informacji ma duże znaczenie. „Społeczeństwo zasługuje na klarowne rozliczenie egzekwowania prawa, w ramach realizacji polityki administracji Trumpa” – powiedziała „USA TODAY” Jessica Vaughan, dyrektorka studiów politycznych w prawicowym Centrum Studiów nad Imigracją. „W przeciwnym razie te liczby są bez znaczenia, zwłaszcza w porównaniu z poprzednimi latami”.
Publiczne rejestry wskazują na wzrost skuteczności egzekwowania przepisów imigracyjnych: gwałtowny spadek liczby nielegalnych przekroczeń granicy, wzrost liczby zatrzymań oraz rosnącą liczbę osób w aresztach ICE. Ale nie na 139 000 deportacji.
Administracja nie przedstawiła żadnych dokumentów rządowych, które umożliwiałyby niezależną weryfikację tej liczby – co powinno być elementem rozliczania rządzących.
„Administracja albo stosuje wysoce kreatywną strategię księgową, aby zawyżać liczby dotyczące deportacji, albo po prostu bierze te liczby z powietrza” – uważa Austin Kocher, badacz z Uniwersytetu Syracuse, który regularnie gromadzi i analizuje dane dotyczące imigracji.
Według Toma Cartwrighta, który śledzi loty ICE codziennie jako wolontariusz Witness at the Border, od czasu objęcia urzędu przez Trumpa odbyło się około 400 lotów deportacyjnych ICE. Przy około 125 osobach na samolot daje to łącznie 50 000 osób, co pokrywa się z doniesieniami ICE.
„Wydaje się, że ICE musiałoby przeprowadzić około dwukrotnie więcej deportacji czarterowych samolotami niż 400 zaobserwowanych do tej pory” – powiedział Cartwright. „Po prostu nie uważam tych liczb za prawdopodobne, chyba że DHS uwzględnia jakieś amorficzne szacunki dotyczące deportacji własnych. Chciałbym się dowiedzieć”.
Aby zrealizować cel prezydenta Donalda Trumpa, zakładający deportację 1 miliona osób rocznie, administracja musiałaby usunąć z USA grubo ponad 100 000 osób w ciągu pierwszych 100 dni urzędowania, a liczba miesięcznych deportacji w drugiej połowie roku powinna być jeszcze wyższa.
Redakcja „USA TODAY” poprosiła Biały Dom i Departament Bezpieczeństwa Krajowego (DHS) o wyjaśnienie, w jaki sposób są wyliczane wskaźniki deportacji. Rzeczniczka DHS Tricia McLaughlin powiedziała, że liczba ta obejmuje deportacje przez CBP i opiera się na „wewnętrznych danych”. Biuro prasowe Białego Domu nie przedstawiło odrębnej odpowiedzi.
Deportacje w świetle jupiterów
O ile same liczby nie porażają, administracja wykorzystuje media do rozgłaszania swoich działań, licząc na wywołanie szoku i przerażenia wśród imigrantów. Operacje obliczone są na wywołanie maksymalnego rozgłosu. DHS publikuje nagrania z aresztowań dokonywanych przez Immigration and Customs Enforcement, takich jak ostatnia 4-dniowa operacja ICE pod kryptonimem „Fala przypływu” na Florydzie, podczas której zatrzymano prawie 800 podejrzanych nieudokumentowanych imigrantów. Na mocy uprawnień ICE 287(g) pomocy w akcji udzielili funkcjonariusze stanowej policji Florydy, oraz policji lokalnych i municypalnych.
Kamery pokazują wojskowe samoloty wykorzystywane do przewożenia imigrantów. Media informują o deportacjach imigrantów, a nawet dzieci z amerykańskim obywatelstwem bez zachowania należytej procedury sądowej. Co charakterystyczne administracja Trumpa od początku chwali się liczbą aresztowań imigrantów w poszczególnych spektakularnych operacjach, ale niechętnie podaje zbiorcze dane dotyczących deportacji.
Biały Dom broni się argumentem, że od inauguracji nowej administracji radykalnie spadła liczba ludzi przekraczających granicę. „Porównywanie naszych liczb deportacji do (Bidena) jest po prostu śmieszne” – powiedział Homan reporterom w Białym Domu.
Przymiarki do większych operacji
Ale wciąż szacuje się, że w USA przebywa około 11 milionów imigrantów bez ważnego statusu. I ich deportowanie wcale nie będzie łatwe. Za poprzednich rządów większość deportacji dotyczyła osób, które przekroczyły granicę nielegalnie. Egzekwowanie prawa imigracyjnego wewnątrz kraju wymaga więcej czasu i zasobów niż zawracanie ludzi znad granicy. Zatrzymanie jednej osoby może wymagać nawet pół tuzina agentów ICE. Do tego deportowanym przysługuje prawo do przesłuchania przed sądzie imigracyjnym. Innym wąskim gardłem może okazać się brak pieniędzy. Koszty organizacji i transportu osób z USA do ich krajów ojczystych są wysokie. Logistyka to kolejne wyzwanie, ponieważ kraje muszą zgodzić się na przyjęcie deportowanych imigrantów.
Mimo to liczba aresztowań i zatrzymań przez ICE wzrosła, ponieważ administracja delegowała innych agentów federalnych do egzekwowania prawa imigracyjnego. Departament Bezpieczeństwa Krajowego liczy też na lokalne służby. W wydanym w tym tygodniu komunikacie prasowym DHS podkreślił, że florydzka operacja
„Fala Przypływu”, jest „zapowiedzią tego, co ma nadejść w całym kraju: operacji na szeroką skalę, w których wezmą udział nasi partnerzy ze stanowych i lokalnych organów ścigania, aby pozbyć się z naszych ulic nielegalnych imigrantów”. Wciąż jednak trudno wyobrazić sobie takie operacje bez dodatkowych funduszy i infrastruktury. Wszak lokalne służby muszą przede wszystkim wykonywać zadania, do których zostały powołane.
Homan nie ukrywa, kto będzie kolejnym celem administracji: w USA przebywa około 1,4 miliona nielegalnych imigrantów z nakazem deportacji, ale którzy pozostali w USA. „Będziemy agresywnie ścigać tych cudzoziemców, którzy nie opuścili kraju lub odmówili opuszczenia go, lub którzy podejmą inne działania mające na celu utrudnienie wydalenia” – powiedział Homan.
Co jeszcze bardziej niepokojące Homan dodał, że sędziowie i inni urzędnicy, którzy aktywnie działają na rzecz ochrony nielegalnych imigrantów przed deportacją, również będą musieli zmierzyć się z zarzutami. Odebrano to jako próbę nacisku na władzę sądowniczą.
Jolanta Telega
redakcja@zwiazkowy.com