"Myślę, że jeśli chodzi o wydatki polityczne, będę robił dużo mniej w przyszłości" - powiedział Musk podczas wywiadu online na konferencji Qatar Economic Forum. Zapytany dlaczego, odparł, że "zrobił już wystarczająco dużo".
"Jeśli zobaczę powód, aby w przyszłości wydawać pieniądze na politykę, zrobię to. Obecnie nie widzę powodu" - dodał.
Podczas rozmowy, w której wielokrotnie atakował dziennikarkę, miliarder umniejszał też swój wpływ na politykę administracji Trumpa. Odpowiadając na pytanie, dlaczego jego działalność w zespole DOGE nie przyniosła zapowiadanych 2 bilionów dolarów oszczędności - sam DOGE twierdzi, że to dotąd 170 mld, choć są to liczby zawyżone - Musk stwierdził, że "nie jest dyktatorem", lecz jedynie doradcą i to od Kongresu i egzekutywy zależy, czy przyjmą jego rady.
Zapewniał przy tym, że w jego politycznej działalności nie ma konfliktu interesów, fałszywie twierdząc, że nikt go dotąd o to nie oskarżał. Dziennikarka wskazała np. na sprawę otrzymania licencji przez Starlink od Republiki Południowej Afryki. Według doniesień Bloomberga południowoafrykański rząd - którego prezydent odwiedzi Biały Dom w środę - chce przyznać licencję firmie Muska SpaceX, by ulepszyć napięte stosunki z USA.
Musk powiedział też, że tylko raz rozmawiał z Władimirem Putinem i było to około pięciu lat temu, zaś pytany o doniesienia "Wall Street Journal", że kontaktów było więcej, stwierdził, ze jest to najgorsza gazeta na świecie.
Miliarder i szef Tesli, właściciel SpaceX, xAI i innych przedsiębiorstw, zapowiadał też, że w tym roku spodziewa się wielu przełomów w swoich przedsięwzięciach, w tym "eksplozji cyfrowej superinteligencji" oraz uczynienia statku kosmicznego Starship w pełni przystosowanym do wielokrotnego użytku. Musk zapewnił też, że dotąd odmawiał propozycji wkroczenia w produkcję uzbrojenia.
Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)