Spektakl, który czaruje od pierwszego aktu
Historia rozpoczyna się w spokojnym, dziewiętnastowiecznym Oksfordzie, gdzie młoda Alicja spędza czas z rodziną i tajemniczym Lewisem Carrollem. Zanim jednak widzowie zdążą rozsiąść się wygodnie w fotelach, scena zostaje dosłownie rozbita przez wizualny wir – Lewis Carroll (Stefan Gonçalvez) zamienia się w Białego Królika i wciąga Alicję w głąb tajemniczej króliczej nory.
W rolę Alicji wcieliła się urodzona w Brazylii Amanda Assucena. To aktorka baletowa o niezwykłej wrażliwości i technicznej precyzji. Jej bohaterka nie jest już małą dziewczynką, lecz nastolatką, która odkrywa własną tożsamość i uczucia – w tym zakazane uczucie do Jacka, ogrodnika (Alberto Velazquez), który w Krainie Czarów staje się Waletem Kier.
Assucena tańczy z lekkością i naturalnością, przekazując emocje zarówno w subtelnych duetach, jak i szalonych sekwencjach zbiorowych. Szczególnie wzruszająca jest scena spotkania z Jackiem/Waletem, pełna napięcia i tęsknoty, rozegrana na tle pełnej barw i ekspresji choreografii.
Barwny świat szaleństwa
Wielką siłą tej produkcji są środki sceniczne – scenografia Boba Crowleya, projekcje wideo Jona Driscolla i Gemmy Carrington, kostiumy jak z sennego koszmaru i zachwycająca gra świateł Natashy Katz. Każdy akt to osobny mikrokosmos – psychodeliczna herbatka u Szalonego Kapelusznika (zaskakująco rytmiczna dzięki choreografii inspirowanej stepem), taniec gąsienicy wykonanej przez ośmioosobowy zespół na pointach zdobionych kryształami Swarovskiego, wreszcie groteskowy proces sądowy w pałacu Królowej Kier.
Gruzinka Victoria Jaiani w roli matki Alicji i jednocześnie Królowej Kier dominuje scenę nie tylko siłą ruchu, ale i obecnością. Jej postać jest mroczna, teatralna, wręcz operowa. Gdy krzyczy „Ściąć go!”, drży całe audytorium. To czysta energia i baletowy dramat w najlepszym wydaniu. To ona otrzymuje też od publiczności najgłośniejszą dawkę oklasków.
Nie można nie wspomnieć o doskonale zrealizowanej scenie sądu – chaos postaci, przewracające się karty, groteskowe świadectwa i wreszcie mocne solo Alicji, która bierze winę na siebie – wszystko to prowadzi do finału, w którym… rzeczywistość rozpada się jak domek z kart, a Alicja się budzi. Czy to był tylko sen?
Orkiestra, która maluje dźwiękiem
Muzyka Joby’ego Talbota, wykonywana na żywo przez orkiestrę Lyric Opera pod dyrekcją Scotta Specka, jest integralną częścią spektaklu. To nie ilustracja, ale żywa narracja – od dramatycznych crescendo do delikatnych, eterycznych fraz. Talbot, znany z łączenia klasyki z nowoczesnością, stworzył partyturę z elementami jazzu, kabaretu, muzyki filmowej i klasycznej. Wprowadza widza w stan osobliwego snu, z którego nie chce się budzić.
Ciekawość to pierwszy krok do… baletu
„Alicja w Krainie Czarów” w wersji Joffrey Ballet to widowisko o rzadko spotykanym poziomie inscenizacji i dojrzałości interpretacyjnej. Nie tylko dla dzieci – to spektakl dla każdego, kto zachował w sobie odrobinę dziecięcej ciekawości. Christopher Wheeldon udowadnia, że balet nie musi być klasyczny, by był piękny i poruszający. W jego rękach staje się językiem emocji i marzeń.
Joffrey Ballet pokazuje pełnię swoich możliwości – zespołową precyzję, kreatywność inscenizacyjną i ogromne serce dla opowieści. To spektakl, który zachwyca wizualnie, porywa muzycznie i – co najważniejsze – pozostaje w pamięci długo po ostatnim ukłonie.
„Alicję w Krainie Czarów” będzie można oglądać na scenie Lyric Opera do 22 czerwca. Więcej informacji na joffrey.org.
Łukasz Dudka
l.dudka@zwiazkowy.com
Zdjęcia: Cheryl Mann