Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
Reklama KD Market

Władca klawiszy

Trudno uwierzyć, że w czasach ekranów dotykowych, asystentów AI i telefonów, które można złożyć jak portfel, wciąż używamy układu klawiatury zaprojektowanej w epoce Abrahama Lincolna. A jednak – piszemy e-maile, SMS-y i wiadomości w mediach społecznościowych, korzystając z QWERTY – systemu stworzonego nie dla szybkości ani logiki, a być może po to, by maszyna nie dławiła się własnym mechanizmem. Albo żeby ułatwić życie operatorom deszyfrującym kod Morse’a…
Reklama
Władca klawiszy

Autor: Adobe Stock

Chaos czy precyzja?

ReklamaUbezpieczenie zdrowotne dla seniorów Medicare

Nikt do końca nie wie, skąd właściwie wziął się QWERTY, poza tym, że jego nazwa zaczerpnięta została od pierwszych sześciu liter na klawiaturze w szeregu pod rzędem cyfr, patrząc od lewej. Ale jedno jest pewne: nic nie jest w stanie go zmienić. Trzyma się mocno – jak stary nawyk.

Jego twórcą jest Christopher Latham Sholes – drukarz, dziennikarz i okazjonalny wynalazca. W latach 60. XIX wieku, pracując nad urządzeniem, które miało usprawnić pracę w biurze, zbudował maszynę do pisania. Przypominała bardziej pianino niż dzisiejszy laptop. A ponieważ Sholes był człowiekiem praktycznym ułożył klawisze alfabetycznie. Okazało się jednak, że logika nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem.

Litery w tej wczesnej maszynie do pisania nie były drukowane tuszem ani wyświetlane na ekranie, lecz odciskane na papierze przez metalowe ramiona, które uderzały od spodu. Jeśli nacisnęło się dwa klawisze zbyt szybko, zwłaszcza sąsiadujące, dźwignie zachodziły na siebie a maszyna się zacinała.

I właśnie dlatego – jak głosi najpopularniejsza teoria – Christopher Sholes postanowił rozrzucić litery na klawiaturze tak, by oddzielić od siebie często występujące w języku angielskim pary, jak „th” czy „he”. Celem nie było przyspieszenie pisania, lecz jego spowolnienie – po to, by maszyna nadążała za człowiekiem.

Jednak nie wszyscy wierzą w tę wersję historii. W 2011 roku japońscy badacze z Uniwersytetu w Kioto zaproponowali inną teorię. Według nich układ QWERTY nie miał z założenia spowalniać. Wręcz przeciwnie – miał przyspieszyć pracę pierwszych użytkowników maszyn do pisania: operatorów telegrafu. Klawiatura alfabetyczna, jak się okazało, była nieefektywna przy dekodowaniu kropek i kresek amerykańskiego alfabetu Morse’a. Na przykład kod dla litery „Z” (....) był często mylony z sekwencją „SE”, zwłaszcza na początku wyrazu. Aby unikać błędów, jak argumentowali badacze, klawisze często mylonych liter musiały znajdować się blisko siebie, by ręka nie musiała błądzić. 

Możliwe więc, że QWERTY nie był wynikiem chaosu ani próbą ograniczenia szybkości pisania, ale precyzyjnym narzędziem. Układem stworzonym z myślą o rytmie kresek i kropek, który miał ułatwi

pracę transkrybentów kodu Morse’a. 

Zamiast rewolwerów

W latach 70. XIX wieku Sholes połączył siły z producentem broni. Firma Remington, znana dotąd z produkcji rewolwerów i karabinów, po wojnie secesyjnej szukała nowego przeznaczenia dla swoich taśm produkcyjnych. Maszyny do pisania wydały się świetnym rozwiązaniem. Tak powstał pierwszy model komercyjny – za 125 dolarów za sztukę (około 3000 dolarów w dzisiejszych realiach). I ruszyła lawina.

To Remington nadał maszynie kształt, który znamy do dziś. Wprowadził możliwość pisania wielkimi literami oraz zatwierdził układ klawiszy Sholesa jako standard. Od tej pory QWERTY nie był już eksperymentem – był regułą. Do 1891 roku sprzedano ponad 100 tysięcy maszyn. Pisanie na maszynie stało się zawodem a QWERTY – narzędziem pracy.

Za tym sukcesem kryła się genialna strategia. Remington nie tylko produkował maszyny, ale również uzależniał użytkownika, oferując kursy obsługi swojego systemu. Kto raz nauczył się pisać na QWERTY, potrzebował właśnie tej klawiatury. Biura, które chciały zatrudniać przeszkolonych maszynistów, musiały kupować maszyny Remingtona. Z czasem QWERTY stał się nieodłącznym wyposażeniem biur, redakcji i urzędów na całym świecie. 

W latach 30. XX wieku profesor August Dvorak zaprezentował nowy układ klawiatury. Jak twierdził – prostszy i bardziej logiczny. Zbudowany z myślą o człowieku, a nie o maszynie. W jego układzie najczęściej używane litery języka angielskiego – jak A, O, E, U, I, D czy T – znalazły się w środkowym rzędzie, czyli tam, gdzie spoczywają palce w pozycji wyjściowej. Mniej ruchu, mniej wysiłku, więcej płynności. Pisanie miało być szybsze, przyjemniejsze, bardziej naturalne.

Wyniki niektórych badań wskazywały, że użytkownicy klawiatury Dvoraka popełniali mniej błędów i osiągali lepsze wyniki. Problem w tym, że wiele z tych badań finansował sam Dvorak. Niezależni badacze ustalili, że różnice wprawdzie były, ale niewielkie. Rewolucja nie nadeszła.

Era komputerów

Potem przyszła era komputerów. Maszyny przestały się zacinać a układ klawiszy nie miał znaczenia. Nic nie stało na przeszkodzie, by pożegnać QWERTY raz na zawsze. Ale jedna przeszkoda pozostała. Największa ze wszystkich: ludzie. Miliony użytkowników na całym świecie pisało na QWERTY. A nikt nie lubi uczyć się od nowa czegoś, co już zna.

Ekonomiści nazywają to zależnością od ścieżki rozwoju: kiedy technologia przetrwa nie dlatego, że jest najlepsza, ale dlatego, że jest zbyt głęboko zakorzeniona, by ją zastąpić. Jak to, że w niektórych branżach wciąż używa się faksów. Albo że „Caps Lock” nadal zajmuje miejsce na każdej klawiaturze, mimo że niemal nikt go nie używa. To nie musi mieć sensu. Wystarczy, że stało się normą.

Kilka lat po premierze iPhone’a, gdy świat zdążył już zakochać się w ekranach dotykowych, naukowcy zaprezentowali KALQ – klawiaturę przyjazną dla kciuków, podzieloną i rozmieszczoną po dwu stronach ekranu, zaprojektowaną z myślą o szybszym pisaniu mobilnym. Była ergonomiczna, nowoczesna, inteligentna. I poniosła porażkę. Dlaczego? Z tego samego powodu co Dvorak. Świat był już oddany QWERTY, a rozwód z przyzwyczajeniem jest prawie niemożliwy.

Dziś, 150 lat później, nadal tkwimy w układzie wymyślonym przez drukarza z Milwaukee i dostosowanym do maszyny, która się zacinała. Choć piszemy inaczej. Przeciągamy palcem po ekranie, korzystamy z przewidywanych słów, podpowiedzi, autokorekty. Ale to wciąż tylko nowoczesne dodatki do starego układu. Fundamentem jest QWERTY, który miał wiele okazji, by odejść i nie skorzystał z żadnej.

Marcin Nowak

Reklama

Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama