Sojusznicy z NATO obiecali w Hadze podnieść wydatki na obronę do 5 proc. PKB do 2035 r. Zobowiązanie oznacza, że w ciągu 10 lat co najmniej 3,5 proc. PKB każdego państwa członkowskiego ma zostać przeznaczone na podstawowe wydatki obronne, a ponadto do 1,5 proc. na szeroko rozumianą serię inwestycji luźno powiązanych z infrastrukturą bezpieczeństwa. To przełom, bo jeszcze niedawno marzeniem było wynegocjowanie deklaracji o nakładach rzędu 2 proc. PKB.
Do zwiększenia wydatków na obronę przekonał sojuszników nie tylko Donald Trump, ale także… Władimir Putin, który wydaje się przygotowywać do dalszej ekspansji w Europie. W odróżnieniu od Trumpa, który chce rozmawiać z Kremlem, większość europejskich sojuszników uważa skrajną wrogość Moskwy wobec Zachodu za zdecydowanie najpilniejsze wyzwanie strategiczne. Retoryka Putina i państwowa machina propagandowa funkcjonują na najwyższych obrotach oskarżając Zachód o wszystko, co najgorsze. Doświadczenia Ukrainy pokazują, że nie powinno się traktować ataków medialnych wyłącznie jako pustych gróźb. Także gospodarka rosyjska jest już nastawiona na wojnę, co powoduje że Europejczycy powinni na gwałt doskonalić swoje systemy obronne i odstraszające.
Dla bezpieczeństwa Polski i Europy Środkowo-Wschodniej kluczowe jest, że ostateczny komunikat potwierdził żelazną gwarancję NATO dotyczącą zbiorowej obrony i nienaruszalności Artykułu 5. We wspólnym oświadczeniu członkowie stwierdzili, że są zjednoczeni w obliczu „poważnych” wyzwań w zakresie bezpieczeństwa, zwracając szczególną uwagę na „długoterminowe zagrożenie ze strony Rosji” i terroryzm. To ważne, bo dwuznaczności w interpretacji Artykułu 5 zachęcają Kreml do dalszego testowania progu tolerancji poprzez eskalację wojny hybrydowej, akty sabotażu i prowokacje na wschodniej granicy sojuszu oraz na morzu.
Reakcje europejskiej, niechętnej Trumpowi prasy, są jednak słodko-gorzkie. Mówi się o sukcesie szczytu, ale jednocześnie szefa NATO Marka Rutte krytykuje za służalczość i obsypywanie pochwałami prezydenta USA. Media wspominają o konieczności „zaspokojenia próżności Trumpa”, który po szczycie mógł uznać wydarzenie za osobisty sukces, mówiąc, że NATO nie jest już oszustwem. „To monumentalne zwycięstwo Stanów Zjednoczonych, ponieważ dźwigaliśmy o wiele więcej niż wynosi nasz sprawiedliwy udział. To było naprawdę niesprawiedliwe. Ale to wielkie zwycięstwo dla Europy i tak naprawdę dla zachodniej cywilizacji” – cytują słowa Trumpa. Francuski „Le Monde” nie krył rozgoryczenia: „Jak daleko należy się posunąć, aby dostosować się do prezydenta USA, który nie kryje pogardy dla swoich europejskich partnerów ani pogardy dla Unii Europejskiej? Stając w obliczu tego dylematu przez ostatnie pięć miesięcy, przywódcy kontynentu postanowili przełknąć dumę, aby uniknąć zerwania” – napisał dziennik we wstępniaku. Przy okazji jednak przyszła refleksja, że Europa nie może znajdować się wobec USA w pozycji wasala, przynajmniej jeśli chodzi o obronność. Co nie znaczy, że Europa i Stany nie są na siebie skazane, przynajmniej w najbliższych latach.
Brytyjski „The Guardian” przypomniał, że Donald Trump na razie podtrzymuje sojusz, ale era zaufania do gwarancji bezpieczeństwa USA dobiegła końca. „Był to szczyt zaprojektowany, aby utrzymać Amerykę – najpotężniejszego członka NATO – po swojej stronie i uspokoić nieprzewidywalnego prezydenta” – czytamy z kolei w komentarzu na stronie BBC. Z kolei niemiecki „Sueddeutsche Zeitung” przypomina, że dotychczas żaden prezydent w historii Sojuszu nie zmusił sojuszników „w tak niezawoalowany sposób”, aby „tańczyli tak, jak im zagra”. A finansowy „Handelsblatt” ostrzegł, że „Europejczycy nie mogą jednak pogrążyć się w złudnym poczuciu bezpieczeństwa”.
I w tym ostatnim zdaniu jest wiele racji. Niezależnie od tego, na ile przewidywalne okażą się dalsze działania Białego Domu w sprawie utrzymania integralności Sojuszu, doświadczenie ostatnich miesięcy nakazuje Europejczykom z NATO wzięcie na siebie większej odpowiedzialności zbiorowe bezpieczeństwo. Pragmatyzm i instynkt samozachowawczy powinny okazać się silniejsze od urażonej dumy. To kosztowny proces, ale cena bezczynności będzie z pewnością jeszcze wyższa.
Tomasz Deptuła

Dziennikarz, publicysta, ekspert ds. komunikacji społecznej. Przez ponad 25 lat korespondent polskich mediów w Nowym Jorku i redaktor “Nowego Dziennika”.