Kasia Marks
Pomysł jest prosty, ale efekt zaskakująco luksusowy. Gruba pajda chałki skrywa w środku pistacjowy krem, a całość zamienia się w złocisty tost francuski, który aż się prosi o leniwe poranki. Do tego podsmażone na maśle morele, które pod wpływem ciepła zaczynają pachnieć jak lato zamknięte w słoiku. Na wierzch jeszcze serek, borówki i można jeść.
To propozycja idealna na niedzielę – taką bez pośpiechu, z kawą w ręku i słońcem zaglądającym przez okno. Sprawdzi się na tarasie, balkonie, albo po prostu… w łóżku. Bo skoro można zacząć dzień od czegoś pysznego i pięknego jednocześnie, to czemu nie? Zwłaszcza kiedy morele są właśnie w szczycie formy. Smacznego!
Składniki:
Na tosty:
4 grube pajdy chałki (min. 1½ cala każda)
4 łyżki pasty pistacjowej (najlepiej 100 proc., ale może być słodzona)
2 jajka
1 szklanka mleka
szczypta soli
½ łyżeczki cukru waniliowego (opcjonalnie)
masło klarowane lub zwykłe – do smażenia
Morele:
8 dojrzałych moreli, przekrojone na pół i bez pestek
2 łyżki masła
2 łyżeczki cukru brązowego lub miodu
szczypta cynamonu (opcjonalnie)
Do podania:
serek typu mascarpone / waniliowy / labneh
garść świeżych borówek
pistacje posiekane (opcjonalnie)
Czas przygotowania: 25 min
Porcje: dla 4 osób
Każdą pajdę chałki przetnij poziomo od spodu, nie do końca – tak, żeby powstała kieszonka. Do środka włóż porządną łyżkę pasty pistacjowej i lekko przyciśnij, żeby się zamknęło.
W misce roztrzep jajka z mlekiem, dodaj szczyptę soli i (opcjonalnie) cukier waniliowy.
Zamoczoną z obu stron chałkę smaż na maśle na średnim ogniu – na złoto, po 2-3 minuty z każdej strony. Ma być chrupiąco złota z zewnątrz, miękka w środku.
Morele karmelizowane:
Na drugiej patelni rozpuść łyżkę masła, dorzuć morele (przecięciem do dołu), posyp cukrem i podsmaż przez 2-3 minuty, aż puszczą sok i lekko się zrumienią. Możesz dodać szczyptę cynamonu albo skropić je miodem na koniec.
Na gorącego tosta połóż kilka połówek moreli, kleksa serka, borówki i – jak chcesz zaszaleć – posiekane pistacje. Można też polać odrobiną miodu albo syropu klonowego.
Kasia Marks
Gotowanie nie od razu stało się moją pasją. Byłam za to radosnym konsumentem pierogów babi Anieli. I pewnie byłoby tak do dziś, gdyby nie opakowanie ryżu i pierwsze kotlety ryżowe (okropne). Tak właśnie zaczęły się moje przygody kuchenne. Ziarno (także ryżu) zostało zasiane i od tamtej pory coraz częściej i coraz śmielej poczynałam sobie w kuchni. Przez lata upiekłam wiele ciast i ugotowałam wiele dań. Zakochałam się w kuchni Indii i basenu Morza Śródziemnego. Ale nadal pozostaję bliska polskiej, domowej kuchni, choć chyba moje pierogi nigdy nie dorównają tym babcinym. Na co dzień jestem mamą nastolatka i pracuję jako redaktor w serwisie internetowym.
Fot. arch. Kasi Marks
