Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
sobota, 13 grudnia 2025 12:41
Reklama KD Market
„Żyliśmy uczciwie, a teraz musimy w Polsce zaczynać od zera”

Imigracyjny dramat Wojdanów: deportacja rozdzieliła rodzinę z dwójką nieuleczalnie chorych synów

Federalne służby imigracyjne rozdzieliły rodzinę Wojdanów z chicagowskiego Jefferson Park. 52-letni Mariusz Wojdan, mieszkający od 30 lat w USA z żoną i sześciorgiem dzieci, został aresztowany z bratem na początku listopada podczas pracy w Park Ridge. Nie chcąc spędzić tygodni w więzieniu w Teksasie „jak kryminalista”, Mariusz Wojdan podpisał dobrowolną deportację. W Chicago pozostała jego żona i dzieci, w tym dwaj synowie chorujący na rdzeniowy zanik mięśni. Po deportacji ojca i żywiciela rodziny, Wojdanowie muszą zorganizować powrót do Polski i specjalną podróż dla ciężko chorych synów, dlatego zwracają się o pilną pomoc i wsparcie.
Imigracyjny dramat Wojdanów: deportacja rozdzieliła rodzinę z dwójką nieuleczalnie chorych synów
Zdjęcie z lewej: góra, od lewej: Mariusz, Zofia, Dawid i Joanna. Na dole, od lewej: Filip, Julian, Agnieszka i Klaudia.
Zdjęcie w środku: Filip i Julian.
Zdjęcie po prawej: Mariusz i Agnieszka Wojdan.

Autor: Archiwum rodziny Wojdanów

Żyli uczciwie, bez żadnych problemów z prawem, ciężko pracując, płacąc podatki z nadzieją na zalegalizowanie pobytu w USA, a teraz muszą stawić czoła dramatycznej rzeczywistości. W piątkowy poranek 7 listopada nic nie zapowiadało wydarzeń, które całkowicie zmieniły życie rodziny Wojdanów z Jefferson Park na północnym zachodzie Chicago. 52-letni Mariusz Wojdan wyszedł do pracy jak codziennie. Około godz. 10:15 a.m. jego żona Agnieszka dostała telefon – nie od męża, ale od jego brata, z którym pracował tego dnia na „kontraktorce”. Połączenia nie zdążyła odebrać. Gdy odsłuchała wiadomość, było już po wszystkim.

Nalot i aresztowanie 

Z krótkiego nagrania dowiedziała się, że pod dom w Park Ridge na północno-zachodnich przedmieściach Chicago, w okolicach Northwest Highway, przy którym pracowali, podjechali agenci federalnych służb imigracyjnych. Mariusz Wojdan i jego brat właśnie wyszli z budynku i podeszli do samochodu. Wtedy funkcjonariusze poprosili ich o dokumenty.

– Mąż pokazał prawo jazdy i powiedzieli mu, że jego wiza wygasła 30 lat temu i dlatego go aresztują – relacjonowała Agnieszka Wojdan w rozmowie z „Dziennikiem Związkowym”.

Polaków przewieziono do aresztu. Rodzina natychmiast skontaktowała się z adwokatem imigracyjnym, ale usłyszała, że dopóki system nie zarejestruje zatrzymania, prawnicy nie mogą nic zrobić. Dopiero po 1 w nocy Mariusz Wojdan „pojawił się w systemie”.

Później pozwolono mu wykonać telefon. Zadzwonił i powiedział, że ma zostać przewieziony do Missouri i czekać tam na rozprawę przed sędzią 19 listopada. Jego brat miał gorszą sytuację – według funkcjonariuszy imigracyjnych miał podlegać natychmiastowej deportacji.

Wkrótce napłynęły jeszcze bardziej niepokojące informacje. – Nie minęło pół godziny, dzwoni z powrotem, że jednak nie ma miejsca (w Missouri) i zawiozą go do Teksasu, i będzie do końca grudnia siedział tam w więzieniu, by czekać, aż stanie przed sędzią – relacjonuje żona. – On nie chciał, powiedział, że nie jest kryminalistą i że nie będzie siedział w więzieniu tyle czasu. No i podpisał sam dobrowolną deportację. Jego brat także.

Imigrancki los

W rozmowie wraca wątek dobrze znany wielu nieudokumentowanym imigrantom: Mariusz Wojdan był w trakcie porządkowania dokumentów. Trzy dni przed aresztowaniem wysłał dokumenty do adwokata imigracyjnego, aby rozpocząć proces sponsorowania przez syna. Na trzy tygodnie przed zatrzymaniem odebrał nowy polski paszport, który przez długi czas był nieważny.

Od trzydziestu lat mieszkał w Chicago. Pracował, płacił podatki, nie miał żadnych wykroczeń. Sam wierzył, że nie należy do grupy, którą służby imigracyjne interesują się najczęściej.

– Mąż mówił, że łapią tylko kryminalistów i przestępców (…) tak się czuł pewny, że on tu jest 30 lat, płaci podatki, rozlicza się – opowiadała żona. Jeden z funkcjonariuszy ICE powiedział mu wręcz, że jego rekord jest „czysty, jakby był duchem”.

Agnieszka Wojdan wyjaśniała, że jej mąż nie chciał czekać na tak zwany „darmowy bilet”, bo – jak usłyszeli – oznaczałoby to nawet dwa tygodnie w więzieniu imigracyjnym.– Poprosił córkę, żeby wykupiła im bilety, i na drugi dzień (8 listopada) już z bratem wylecieli do Polski. Rodzina miała usłyszeć, że walka prawna o legalizację pobytu mogłaby kosztować około 30 tysięcy dolarów –  w opłatach dla adwokata.

Bez męża i ojca – sześcioro dzieci, w tym dwoje ciężko chorych

Po deportacji Mariusza Wojdana pojawiło się kluczowe pytanie: co dalej? Adwokat poinformował ich, że powrót Mariusza do USA po dobrowolnej deportacji graniczy z niemożliwością i mógłby potrwać nawet lata. Rodzina nie udźwignie kosztów utrzymania domu i opieki, zwłaszcza bez głównego żywiciela. – Dwóch najmłodszych synów mam niepełnosprawnych (…) mąż tylko pracował.

Agnieszka Wojdan została sama z sześciorgiem dzieci w wieku od 12 do 30 lat. Dwójka najmłodszych synów, 14-letni Filip i 11-letni Julek, choruje na rdzeniowy zanik mięśni (Spinal Muscular Atrophy, SMA) i wymaga stałej opieki. SMA to choroba genetyczna, która prowadzi do osłabienia mięśni i wpływa na zdolność dziecka do chodzenia, samodzielnego siedzenia, a także niszczy mięśnie odpowiedzialne za oddychanie i połykanie. Chłopcy zostali zdiagnozowani w bardzo młodym wieku. Filip ma poważną skoliozę spowodowaną SMA, która powoduje skrzywienie kręgosłupa na bok.

– Oni tak 24 godziny, siedem dni w tygodniu potrzebują pomocy. Trzeba ich posadzić, przebrać, wykąpać. Wszystko trzeba robić, bo oni nie mogą chodzić ani się za bardzo ruszać – wskazała ich 24-letnia siostra Joanna.

Pani Agnieszka przypomina także historię najstarszej 30-letniej córki, która urodziła się w Polsce. – Ona urodziła się z asymetrią twarzoczaszki (…) dlatego żeśmy tutaj też przyjechali, żeby mogła mieć wszystkie operacje. Pierwszy przyjechał mąż, a za dwa i pół roku ja przyjechałam z córką, bo w Polsce powiedzieli, że tutaj jest lekarz, który miał dwa takie przypadki i może ją zoperować.

Po deportacji ojca rodzina szykuje się do Polski

– Będziemy musieli wracać do Polski (…) my nie jesteśmy w stanie utrzymać tego wszystkiego tutaj” – przyznała Agnieszka Wojdan, podkreślając trudną sytuację, w której znalazła się z chorymi dziećmi po deportacji męża.

Z domu, w którym mieszkają w Jefferson Park od 22 lat, trzeba będzie się wyprowadzić, a przelot do Polski z chorymi synami wymaga specjalnych warunków.
– Za niedługo nie będziemy mieć w ogóle na opłaty, a dom mamy niespłacony (…) potrzebujemy dla chłopaków specjalny transport. Mogą przesiedzieć w wózkach najdłużej godzinę, bo im wszystko drętwieje, a więc oni w pozycjach leżących musieliby być przetransportowani do Polski. Trzeba ich przekładać z boku na bok, no i mają maszyny na noc do oddychania.

Córka Joanna, w imieniu rodziny Wojdanów, założyła zbiórkę na platformie GoFundMe (Help Us Rebuild After Forced Separation). „Prosimy o wsparcie, które pomoże nam pokryć koszty przeprowadzki, transportu medycznego oraz podstawowych rzeczy niezbędnych do rozpoczęcia życia od zera. Po trzech dekadach spędzonych w USA nasz tata musi wszystko budować na nowo w Polsce – a razem z nim my. Każda, nawet najmniejsza wpłata, ma znaczenie. Z całego serca dziękujemy za pomoc i solidarność w jednej z najtrudniejszych chwil naszego życia” – czytamy we wpisie.

Życie w Chicago upływało im głównie na leczeniu dzieci. „Nie było łatwo… ale jakoś Pan Bóg dawał siły”. Teraz rodzina musi wrócić do Polski, do Tarnowa, skąd pochodzi. Łatwo jednak nie będzie. Nie mają tam domu ani warunków przystosowanych do potrzeb chłopców.
– Też nie mamy tam w Polsce żadnych działek, domów, rodzice mieszkają w blokach, także z chłopakami ciężko na czwarte piętro czy coś, to też zobaczymy, jak to wszystko się ułoży – powiedziała Agnieszka Wojdan.

Rodzinie pozostało liczyć na życzliwość ludzi i na to, że nagłe rozdzielenie nie przekreśli ich szans na uporządkowanie życia po powrocie do Polski. Tyle lat przeżyli tu razem, ale decyzja o deportacji jednego dnia wyrwała ich z kraju, który przez trzy dekady nazywali domem.

Agnieszka Wojdan przyznała, że jej mąż nadal próbuje oswoić się z sytuacją, choć pierwsze dni były dla niego traumatyczne. – Ciężko. Ale teraz już trochę się oswaja z tym wszystkim, bo on był też w szoku, że to się w ogóle stało. Mariusz Wojdan był także związany z polonijną parafią św. Pryscylli w Chicago (St. Priscilla Parish).  Śpiewał w chórze i chwalono go za bardzo dobry głos. Wieść o jego deportacji poruszyła całą wspólnotę. – Wszyscy tam płakali, jak się dowiedzieli – dodała

Rodzina Wojdanów chce także podziękować za naszym pośrednictwem wszystkim, którzy już okazali im pomoc.

Link do GoFundMe https://www.gofundme.com/f/help-us-rebuild-after-forced-separation

Joanna Trzos

[email protected]

 

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama