Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
poniedziałek, 8 grudnia 2025 00:26
Reklama KD Market

Od redaktora:

4 lipca 2010 roku prezydentem-elektem w Polsce został Bronisław Komorowski. W ostatnim wydaniu weekendowym naszej gazety zamieściliśmy informację, że prezes ZNP i KPA Frank Spula przesłał na ręce nowo wybranego gratulacje. Prezes Spula uczynił tak, bowiem – niezależnie od własnych sympatii politycznych – gratulacje dla nowo wybranego prezydenta RP należały się każdemu, kto zostałby wybrany, nieważne, jaką opcję polityczną reprezentował Kongres Polonii Amerykańskiej. My – jako „Dziennik Związkowy” – nie pytaliśmy prezesa, za jaką opcją się opowiada, bowiem rozumieliśmy, że to pytanie byłoby nie na miejscu.


 


Jesteśmy gazetą wszystkich Polaków i nie możemy popierać takiego czy innego kandydata. Dałem temu wyraz w czasie trwania kampanii wyborczej i nikt nie może posądzać mnie o stronniczość. Zapytać więc mogę – i powinienem – dlaczego pomiędzy głosami wyborców w Polsce, a głosami wyborców w Ameryce, szczególnie w Chicago, doszło do tak wielkich rozbieżności: według ogólnego rozrachunku (w Polsce i za granicą) 47% opowiedziało się za Bronisławem Komorowskim, a niemal 80% za Jarosławem Kaczyńskim w Stanach Zjednoczonych? Obecny prezydent-elekt wygrał jedynie w Waszyngtonie i (bardzo nieznacznie) w Los Angeles, podczas gdy prezes PiS-u triumfował wszędzie gdzie indziej.


 


Jestem przekonany – a moje przekonanie bierze się z wnikliwej obserwacji środowiska, w jakim żyjemy – że różnice wypływają stąd, że Polacy mieszkający w USA (celowo pomijam słowo „Polonia”, które to określenie odnosi się raczej do osób urodzonych tutaj lub tak już wrośniętych w amerykański grunt, że nie utożsamiają się z dzisiejszą Polską) są w większości bardziej przywiązani do tradycji, nie widzą Polski w Unii Europejskiej i generalnie obcy jest im liberalizm reprezentowany przez Platformę Obywatelską. Czy tak być powinno? I tu nie zabiorę głosu, natomiast zapytam: jakie skutki dla mieszkających w Stanach Polaków ten wynik przyniesie? Pan Komorowski już został zaproszony do Chicago, ale czy przyjedzie? Wątpię. To dobrze, czy źle? No chyba jednak źle, skoro Chicago to największe polskie miasto po Warszawie. Konstytucyjnie wybrany prezydent RP winien się tu pojawić, by podkreślić związki naszego miasta z ojczyzną. Przypomnę, że byli tu tylko Lech Wałęsa (bardzo źle przyjęty) i Lech Kaczyński (witany owacyjnie).


 


Mamy oto dylemat: uznajemy wybór powszechny, czy będziemy protestować przeciw niemu? I tu nie zajmę stanowiska, bowiem byłoby to przeciwne polityce gazety reprezentującej wszystkich Polaków. Odpowiedź zostawiam sumieniu każdego z wyborców podejmujących demokratycznie niezależną decyzję.


 


Drugie pytanie, jakie powinienem zadać, to o wpływ katastrofy w Smoleńsku na wynik wyborów. Wiemy wszyscy, że w katastrofie zginęło 96 osób reprezentujących wiele opcji politycznych, a także takich, które z bieżącą polityką nic nie miały wspólnego. Czy ten element może być elementem kampanii? Czy obie walczące ze sobą partie polityczne winny używać tego argumentu w walce o stołki? Czy należy usunąć krzyż sprzed Pałacu Prezydenckiego? Dla mnie są to pytania bez odpowiedzi. Liczę na to, że P.T. Czytelnicy w listach do redakcji do tych pytań się ustosunkują.


 


Piotr K. Domaradzki

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama