IV Pokaz Klasycznych Samochodów w ZNP
Samochody podobnie, lubimy oglądać na wyścigowych trasach i zwykłych przejażdżkach lub pokazach. Jednak o ich wartości, po wyjściu z codziennego użycia, wydaje się decydować ten ostatni czynnik, a marka i model, chociaż nie są bez znaczenia, to jedynie wydają się być dopełnieniem całości. Im wehikuły starsze, tym stają się cenniejsze dla swoich właścicieli, którzy bardzo często darzą je uczuciem nieporównywalnym z innymi. Potrafią godzinami ślęczeć przy swoich cackach konserwując ich karoserie najróżniejszymi mazidłami, jak egipskie królowe, które pragnęły zachować urodę na wieki. Chronią je przed zakusami pogody i drogowych niedogodności wożąc zabytkowe egzemplarze spowite w ochronne brezenty na lawetach do miejsc, gdzie mogą się pochwalić swoimi cackami. Gdy cztery lata temu po raz pierwszy prezes Związku Narodowego Polskiego Franciszek Spula postanowił zorganizować w polonijnym środowisku pokaz starych modeli samochodów, nie przypuszczał, że wystawa spotka się z tak dużym zainteresowaniem właścicieli i publiczności, która w tym roku mogła podziwiać ponad sto zabytkowych modeli. Osiemnastego lipca w południe w ogrodzie Związku Narodowego Polskiego przy 6100 N. Cicero w Chicago odbyła się prawdziwa rewia klasycznych samochodów. W tym gronie najliczniej reprezentowane były Fordy, te z okresu przedwojennego i wytworzone wkrótce po wojnie, z których najstarszy Ford T wyprodukowany został 98 lat temu. Jego właściciel Frank Smith nie krył zadowolenia z faktu posiadania lśniącego czarnym lakierem i złoceniami wehikułu z przekładnią na pas i reflektorami oświetlanymi lampami gazowymi. Kilka modeli zostało wyprodukowanych w latach dwudziestych i trzydziestych minionego wieku. Najwięcej jeżdżących eksponatów zeszło z taśm produkcyjnych Forda, Chevroleta, Cadillaca i innych firm po wojnie. Srebrzystą polichromią epatowały widzów zabytkowe krążowniki amerykańskich szos z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, wśród których najwięcej było modeli z odkrytymi dachami, bajecznymi deskami rozdzielczymi z hebanowego drewna, żarłocznymi gryfami i nie mniej fantazyjnymi reflektorami. Chociaż moja „miłość” do czterech kółek jest na poziomie „pierwotnego” użytkownika, dla którego najważniejszym jest fakt, aby samochód dowiózł go w określone miejsce, to mój wzrok przyciągnął dostojny model kanclerskiego mercedesa. Kilkumetrowej długości kremowy „Adenauer” z 1952 roku wzbudzał zrozumiałe zainteresowanie i uznanie, tak samo jak promieniujący dostojeństwem czerwony kabriolet ze stajni Jaguara, model XK 140 z 1956 roku, oraz samochód dla Bonda, czerwona amfibia z 1964 roku, czy też młodsza o kilka lat żółta corvetta. Niesamowite wrażenie zrobił na mnie również opleciony chromowanymi rurami czarny model „ Super Charged”, którego jako laik pomyliłem ze słynnym przedwojennym modelem Bugatti Humphre’a Bogarta. Wręcz olbrzymią dozę pietyzmu w renowację Cadillaca z 1927 roku włożył pan Jan Przewoźny, który dla zachowania oryginalnych kształtów wręcz z jubilerską dokładnością wyspawywał „zjedzone” przez rdzę fragmenty lamp, błotników czy też innych elementów karoserii, starając się zachować całość w oryginale. – Praktycznie tylko parę śrub w podwoziu jest bardziej współczesnych – wyznał rozpromieniony posiadacz tego wehikułu. – W momencie, gdy go nabyłem, był w bardzo złym stanie. Praktycznie rozebrałem go do najdrobniejszej cząsteczki, aby z zegarmistrzowską precyzją przywrócić im dawną świetność. Podczas tego remontu, tak się z nim związałem, że trudno moje uczucie inaczej nazwać jak miłością. Nawet żona o moje cacko czasami jest zazdrosna – dodaje z uśmiechem pan Jan, któremu na pokazie asystowała córka Anna z synkiem. Czy wnuk pójdzie kiedyś w ślady dziadka i będzie kolekcję rozwijał? Początek z pewnością został zrobiony. Spore zainteresowanie zwiedzających wzbudziły również „królowe” polskich szos – Warszawa 223 i Syrenka 105L. Te ostatnie może bardziej z miłości własnej Polaków, niż ich wartości na rynku samochodowych antyków, ale i to się liczy, że mieliśmy na pokazie typowo polski akcent. W gronie właścicieli najczęściej przeważali ci, którzy w swoich stajniach mają od jednego do trzech stalowych rumaków. Byli i tacy, którzy mają po kilka modeli, a jeden z włoskich automobilistów deklarował, że ma w swojej kolekcji ponad pięćdziesiąt zabytkowych aut. Organizatorzy przyznali 16 wyróżnień i pucharów w różnych kategoriach oceny prezentowanych pojazdów, które w asyście organizatorów wręczała wiceprezeska ZNP Teresa Abick. Przez blisko pięć godzin trwania imprezy widzowie mieli okazję nie tylko oglądać czterokołowe cacka, ale także posłuchać muzyki granej przez prowadzącego konferansjerkę imprezy red. Sławomira Budzika, spróbować smakołyków polskiej kuchni, poznać oferty handlowe wielu firm, stać się członkiem ZNP wykupując polisę ubezpieczeniową na życie lub skorzystać z bezpłatnego zmierzenia ciśnienia, porady dentystycznej, także kupić lub sprzedać szlachetne kruszce. Pod jednym z namiotów sympatyczne panie na stoisku Banku Alliance zachęcały do wypełnienia aplikacji i wzięcia udziału w losowaniu nagród. Najwięcej szczęścia w tej loterii miała pani Agnieszka Perez, która wyszła bogatsza o czek na $50 dolarów wręczony przez menedżerkę oddziału banku przy 7840 N. Milwaukee w Niles, Jolantę Walaszek. Podsumowując imprezę, jej twórca prezes Franciszek Spula wyraził zadowolenie z dużego zainteresowania pokazem zarówno właścicieli aut jak i publiczności, która licznie przybyła na pokaz. Podziękował wszystkim za udział i obecność. Zapraszając miłośników zabytkowych wehikułów do udziału w przyszłorocznym, piątym już pokazie podziękował licznemu gronu wolontariuszy, bez pomocy których sprawne przeprowadzenie imprezy i jej obsługa nie byłaby możliwa. Tekst i zdjęcia: (Zdjęcia dostępne na stronie: www.newsrp.smugmug.com)
Andrzej Baraniak








