– rozmowa z Jolantą Sychowską-Kavedzija, starszym lektorem języka polskiego i nowym prezesem Polskiego Towarzystwa Kulturalnego "Mikołaja Kopernika"
– Jak i kiedy znalazła się pani w Chorwacji?
Mąż jest Chorwatem, który przyjechał do Polski na wymianę studencką. To było czterdzieści lat temu...
Kiedy się poznaliśmy, byłam bardzo młoda. Miałam ukończone 17 lat, a mąż był na ostatnim roku studiów wiertnictwa naftowego w Zagrzebiu. Udało mu się dostać stypendium doktoranckie z możliwością realizacji w dowolnie wybranym kraju, i oczywiście wybrał Kraków – Akademię Górniczo-Hutniczą, gdzie napisał i obronił doktorat.
Przez te parę lat miesz-kaliśmy w Krakowie, skąd pochodzę. Ukończyłam slawistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim ze specjalnością języka chorwackiego. Potem w roku 1981 zdecydowaliśmy się zamieszkać w Zagrzebiu. Mąż wyjechał z Krakowa jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego. Dostał pracę na zagrzebskim uniwersytecie.
Miałam wyjechać za nim zaraz po obronie swojej pracy magisterskiej, ale stan wojenny skomplikował nam trochę nasze plany. Mój wyjazd do Chorwacji opóźniał się. Miałam problemy z otrzymaniem paszportu w stanie wojennym, ale wreszcie się jakoś udało. Dopiero po roku udało się nam zamieszkać wspólnie.
Przez pierwsze dwa lata nie pracowałam. Potem dostałam tymczasową pracę na Etnologii na uniwersytecie w Zagrzebiu, a po roku zostałam lektorem języka polskiego na polonistyce, gdzie pracuję do dnia dzisiejszego.
– W którym roku powołano do życia filologię polską w Zagrzebiu?
Polonistyka powstała w 1966 roku poprzez rozszerzenie lektoratu języka polskiego, który na Wydziale Filozoficznym istniał od roku 1919. Studia polonistyczne były początkowo trzyletnie. Obecnie polonistyka jest samodzielną katedrą na kierunku Języków i Literatur Zachodniosłowiańskich i obejmuje zarówno trzyletnie studia licencjackie jak i dwuletnie magisterskie. Wszystkie kierunki na naszym uniwersytecie, a więc i polonistyka, są dwuprzedmiotowe.
– Czym dziś zajmuje się filologia polska w Zagrzebiu? Jakiego rodzaju prace państwo podejmujecie?
Zakres działalności naszej katedry jest dosyć szeroki – począwszy od literatury polskiej i jej związków z literaturą chorwacką, poprzez lingwistykę, szczególnie semantykę i socjolingwistykę – do tłumaczeń literatury polskiej, słowników (prof. Neda Pintarić jest autorką wielkiego słownika polsko-chorwackiego). Oczywiście naszym podstawowym zadaniem jest praca ze studentami, w związku z tym zajmujemy się również glottodydaktyką i wydaliśmy kilka podręczników do nauki języka polskiego.
– Ilu pracowników zatrudnia dziś katedra języka polskiego?
Jak na nasze warunki – stosunkowo dużo. Osiem osób na stałych etatach i jednego lektora z Polski w ramach umowy z ministerstwem. Mamy troje profesorów, czwarta profesura naszej koleżanki czeka tylko potwierdzenia Senatu, dwoje asystentów, dwie lektorki i jedną lektorkę wyższą (to mój etat).
– Co oznacza lektor wyższy? Takich funkcji w Polsce nie ma...
Podobnie jak w Polsce, w Chorwacji na uniwersytecie mamy etaty naukowo-dydaktyczne i dydaktyczne. Wyższy lektor jest etatem dydaktycznym, ale podobnie jak wszystkie etaty naukowe podlega obowiązkowi weryfikacji co pięć lat i musi spełnić określone warunki jak np. przewidziana liczba publikacji, tłumaczeń itd. Pensja wyższego lektora odpowiada pensji docenta na etacie naukowo-dydaktycznym.
– Z jakimi uczelniami w Polsce państwo współpracujecie?
Współpracujemy z Warszawą, Krakowem, a od pewnego czasu także z Poznaniem i Katowicami. Z uczelniami z tych miast mamy stałe umowy o współpracy. Często też nasza współpraca ma charakter doraźny i sprowadza się do udziału w grantach i projektach. Nie jest to współpraca na poziomie całego wydziału, ale indywidualna.
– Kiedy przyjechała pani do Chorwacji, to polskich towarzystw tam jeszcze nie było. Istniało natomiast Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Jugosłowiańskiej...
Praca na tutejszym uniwersytecie wymagała dużo zaangażowania, tak że nie odczuwałam potrzeby poszukiwania kontaktów ze środowiskiem polonijnym i moje kontakty z rodakami były raczej przypadkowe. Dopiero, kiedy na inicjatywę Polskiego Towarzystwa Kulturalnego ambasada RP zaproponowała mi prowadzenie małej szkoły języka polskiego, nawiązałam z Towarzystwem bliższe kontakty. W tym czasie Towarzystwo nie miało jeszcze swojej siedziby i lekcje niedzielnej szkółki odbywały się w budynku ambasady. Mieliśmy stosunkowo dużo uczniów, jak na naszą małą Polonię zagrzebską. Były to dzieci, młodzież, studenci w różnym wieku i z różną znajomością języka polskiego – prawdziwe wyzwanie dla nauczyciela języka.
W tym okresie największym problemem Polaków, a ściślej mówiąc Polek, ponieważ wśród chorwackiej Polonii zdecydowanie przeważają kobiety, było zachowanie aktywnej znajomości polskiego języka. Trzeba też wspomnieć, że możliwości kontaktu z krajem były wówczas bardzo ograniczone.
Mieszkając w swojej nowej chorwackiej rodzinie i środowisku, które zupełnie nie zna języka polskiego, po kilku latach łatwo stracić umiejętność swobodnego, płynnego posługiwania się własnym językiem. Równie trudno jest w tej sytuacji nauczyć dziecko języka, którym nikt poza matką się nie posługuje. I tutaj nasza niedzielna szkółka odegrała znaczącą rolę. W pierwszym okresie swej działalności, na zebraniach naszego Towarzystwa, język polski był kaleczony. Polski był pełen kalek językowych i wtrętów chorwackich, a w żarze dyskusji wszyscy chętnie przechodzili na język chorwacki, bo to był przecież język rzeczywistości, w której żyliśmy.
Dzisiaj sytuacja, i to w dużej mierze dzięki naszej działalności, uległa zmianie. Na naszych spotkaniach i między sobą rozmawiamy wyłącznie i spontanicznie po polsku, a nasze dzieci, lepiej lub gorzej, ale jednak znają język polski i przyznają się do swojej polskości.
Mam dwie córki, które bardzo dobrze mówią po polsku. Ja byłam w lepszej sytuacji od większości tutejszych Polek, z tego powodu, że mój mąż bardzo dobrze mówi po polsku. Może dlatego dla nas w domu było rzeczą zupełnie naturalną, że możemy przechodzić z jednego języka na drugi. Dla naszych córek rozmowy w dwóch językach były też sprawą naturalną. Starsza córka jest zdecydowanie dwujęzyczna i obydwa języki odczuwa jako ojczyste, natomiast młodsza córka, która miała mniej kontaktów z Polską, mówi po polsku bardzo dobrze, ale jej pierwszym językiem jest jednak chorwacki. Nawet nasz pies reaguje na komendy wydawane po polsku.
– Kto panią namówił na prezesowanie Polskiemu Towarzystwu Kulturalnemu?
Bardzo cenię wszystko, co dla naszej organizacji zrobiła nasza poprzednia i wieloletnia prezeska, która znaczną część swojego życia poświęciła tej działalności. Moje zaangażowanie ograniczało się dawniej do pomocy przy organizacji programów kulturalnych. Na prezesowanie dałam się namówić nie bez oporów. Pani Walentyna zmęczona wieloletnią działalnością zdecydowanie odmówiła dalszego prowadzenia Towarzystwa. Nowy kandydat na tę funkcję pochodził z polskiej rodziny, ale niestety nie znał języka polskiego. Nic więc dziwnego, że telefon w moim domu zaczął dzwonić bez przerwy. No i uległam namowom. Nie do końca byłam świadoma jak dużo mojego czasu pochłonie ta działalność.
Moja funkcja to właściwie pełny etat: dużo pracy administracyjnej. A i biurokracja niesamowita, która powoli, ale skutecznie nas pochłania. Trudno pogodzić taki rodzaj zaangażowania z pracą zawodową i oczywiście życiem rodzinnym.
– Jak wyglądają Państwa plany na najbliższą przyszłość? Czy poza sprawami językowymi, kulturowymi, budzeniem świadomości narodowej i współpracą ze środowiskiem chorwackim są jeszcze jakieś inne?
W zasadzie wymienił pan to, co w moim przekonaniu jest najważniejsze. Polityką zajmować się nie chcemy, a zgodnie ze statutem mamy się zajmować szeroko rozumianą działalnością kulturalną i oświatową.
Nasze możliwości są jednak dosyć ograniczone, choćby ze względu na niewielką liczbę naszych członków (około 150 osób). Ostatnio chęć współpracy z naszym Towarzystwem zadeklarowało wielu studentów polonistyki. Musimy tylko przeprowadzić zmiany w statucie organizacji i umożliwić im działanie na zasadzie członków-sympatyków. Współpraca z polonistyką otwiera nowe możliwości działania.
Większość naszych członków to pokolenie w średnim wieku, przyzwyczajone do pewnych funkcjonujących już form działania. Zmiany trzeba będzie przeprowadzać stopniowo i próbować włączyć do pracy jak najwięcej młodych ludzi. To oni przecież powinni w niedalekiej przyszłości przejąć działalność.
– W okresie państwa jugosłowiańskiego Chorwaci patrzyli na Polaków z pewną wyższością. To się na szczęście zmieniło. Polacy przestali przyjeżdżać do Chorwacji na handel...
Z tymi stereotypami musieliśmy walczyć. To jest m.in. nasze zadanie, jako Towarzystwa. Dziś obraz Polaka w Chorwacji w dużym stopniu zmienił się. Widzę to po swoich studentach, którzy na pierwszym roku studiów wyjeżdżają na obowiązkowe praktyki językowe do Polski i których obraz naszej ojczyzny zmienia się diametralnie. Ta zmiana powoduje, że studenci mają potem większą motywację, inaczej pracują i inaczej nas widzą. W Chorwacji obraz Polski przez ostatnie kilkanaście lat zdecydowanie się poprawił.
– Czyja to zasługa, że obraz Polaka i Polski aż tak się zmienił?
Chorwacja to kraj katolicki. Papież Polak zrobił tu dużo dobrego, choć nie jest to jego wyłączną zasługą. Przyjeżdżający tu dziś Polacy na wakacje są zdecydowanie zamożniejsi, mają dobre samochody, niczego nie sprzedają, chodzą do restauracji. Także Chorwaci wyjeżdżający do Polski widzą, że kraj nasz się rozwija, że Polska jest już w Unii Europejskiej, że w wielu dziedzinach życia dogoniliśmy a nawet przegoniliśmy Chorwację. Nic więc dziwnego, że Chorwaci mają dziś pozytywny stosunek do Polaków. Ja się tu nigdy nie czułam źle. Nigdy też nie miałam uczucia, że jestem tu obca. Nie słyszałam też nigdy, aby jakiś Polak albo Polka tu mieszkająca miał problemy, ze względu na swoją narodowość.
– Jaki jest dziś status społeczny Polonii chorwackiej?
Nikt naszej Polonii jeszcze nie badał. Żaden ośrodek naukowy z Polski nie przysyłał tu swoich pracowników. Tutejsza Polonia nie jest więc ciągle jeszcze dokładnie zbadana. To zadanie na przyszłość.
– Kto Państwu – jako Towarzystwu – pomaga?
Połowa naszych funduszy pochodzi ze Stowarzyszenia Wspólnota Polska. To nie są wielkie sumy, ale pomagają nam przetrwać. Zdajemy sobie sprawę, że nie jesteśmy dla kraju atrakcyjnym partnerem.
Drugą połowę funduszy otrzymujemy od przedstawiciela mniejszości narodowej miasta Zagrzebia. Czasem znajdzie się też jakiś sponsor. Trochę pomaga nam ambasada RP w Zagrzebiu. W tej sytuacji trudno jest samodzielnie zrealizować jakieś większe projekty. Środków nie mamy wiele i członków, którzy mogliby się aktywnie włączyć do pracy. Z wielkimi organizacjami polonijnymi na zachodzie Europy nie możemy się porównywać. Naszym zadaniem na najbliższą przyszłość jest włączenie do pracy młodych ludzi. Ta generacja, która kiedyś stawiała pierwsze kroki w naszej niedzielnej szkółce i uczyła się pierwszych słów po polsku – to teraz ludzie młodzi i wykształceni. Oni znają obydwie kultury, mają pomysły, inicjatywę i dużo energii. Na nich liczymy. Działalność takich organizacji jak nasza, zwłaszcza jeżeli chce zainteresować nowe generacje, nie może się ograniczać do obchodów świąt narodowych i promowania folkloru. Powinniśmy się aktywniej zająć promocją współczesnej Polski i współczesnej kultury.
– Dziękuję za rozmowę. Życzę pełnej realizacji wszystkich planów.
Rozmawiał:
Leszek Wątróbski