Festiwal z kryzysem w tle
Chicago (Inf. wł.) – Skrócenie “Taste of Chicago” do pięciu dni wydaje się nietrafionym pomysłem – stwierdził przed zamknięciem imprezy Marek Bobak, przedstawiciel firmy “Bobak’s”, która od trzech lat uczestniczy w tym wydarzeniu.
– Dotychczasowa formuła obejmująca dwa weekendy w większym stopniu gwarantowała wystawiającym się tutaj biznesom pozytywny wynik finansowy. W tym roku pierwsze trzy dni były “słabe”, jedynie sobota i niedziela wypadły lepiej, ale i tak trudno zarobić na koszty, które jeśli chodzi o opłaty licencyjne wcale się nie zmniejszyły. Z punktu widzenia naszego biznesu impreza spełniła jedynie rolę promocyjną, a nie dochodową. Mamy nadzieję, że za rok Festiwal wróci do poprzedniej formuły, bo w innym przypadku trzeba będzie się zastanowić nad sensem uczestniczenia w nim — podkreślił pan Marek.
Faktycznie, tegoroczny festiwal muzyki i jedzenia “Taste of Chicago” po raz pierwszy nie odbył się z okazji “Dnia Niepodległości”, ale pod koniec pierwszej dekady lipca i na dodatek jedynie przez pięć, a nie dziesięć dni. Od jedenastego do piętnastego lipca przez tereny festiwalu, zlokalizowane jak zwykle w Grant Parku, przewinęło się kilkaset tysięcy uczestników, a nie trzy miliony, jak bywało w minionych latach. Blisko o połowę mniej było restauracji, a występy artystyczne odbywały się jedynie na dwóch estradach. Ta główna, w muszli koncertowej, była dostępna jedynie dla posiadaczy biletów. Na niej koncertowały gwiazdy.
W pierwszym dniu zaśpiewali Jennifer Hudson i Luke James. W czwartek natomiast wystąpiły grupy “Death Cab” i “Calexico”. Trzynastego zagrali “Michael Franti oraz “Fitz & The Tantrums”, a w sobotę Chaka Khan i Raphael Saaidq. W niedzielę natomiast koncertowali Dierks Bentley i Lindi Ortega.
Od blisko dwudziestu lat w chicagowskiej imprezie biorą udział delikatesy Kazimiery Bober “Kasia’s Deli”. Jak zwykle na stoisku, na którym przed laty pierogów próbował ówczesny prezydent Bill Clinton, goście zajadali się kilkoma odmianami pierogów, szaszłykami, plackami ziemniaczanymi i kiełbaskami z rusztu.
– Prawdziwą furorę wśród tegorocznych klientów zrobiły bardziej pikantne pierogi nadziewane papryką i żółtym serem – wyznała nadzorująca w niedzielne popołudnie stoisko “Kasia’s Deli” Teresa Stramecka. Pani Teresa dodała, że jak zwykle popularne były “ruskie” z kapustą i grzybami oraz placki ziemniaczane serwowane ze śmietaną.
Pomimo panującego w niedzielę upału, biznesu osobiście doglądała założycielka tych popularnych delikatesów i wytwórni pierogów, Kazimiera Bober. Popularna pani “Kasia” dzieliła się z klientami swoimi doświadczeniami na temat produkcji pierogów i sposobów ich przyrządzania przed podaniem do spożycia, wielokrotnie podkreślając, że najważniejsze w pierogach jest… ciasto i nadzienie. Nic dodać, nic ująć, tylko jak to wszystko skomponować i zrobić, żeby tak smakowały jak od “Kasi”, zastanawiała się niejedna gospodyni.
Oszczędnościowa formuła nieoficjalnych “mistrzostw świata w obżarstwie”, jak niektórzy nazywają “Taste of Chicago”, chyba się jednak nie sprawdziła i faktycznie władze “Wietrznego Miasta” powinny się zastanowić nad przywróceniem pierwotnej formy tej skądinąd bardzo ciekawej imprezy. Może też warto by było, aby władze miasta zastanowiły się nad zapewnieniem tańszych parkingów, bo te w promieniu mili od Grant Parku “kasowały” dwadzieścia pięć dolarów na wejście. Chyba, że w ramach kryzysu przesiądziemy się na rowery, co z pewnością mogłoby okazać się bardziej przyjazne dla naszej kieszeni i zdrowia.
Tekst i zdjęcia:
AB/NEWSRP
Zdjęcia dostępne na stronie: www.newsrp.smugmug.com)