Mitt Romney gorączkowo odkręca to, co powiedział na dochodowym przyjęciu z udziałem bogatych wyborców, gdzie czuł się swobodnie, nie zacinał, nie przestępował z nogi na nogę i nie powtarzał w kółko tego samego. Wśród swoich otwarcie mówił, co mu na sercu leży. Wiedział, że spotka się z pełnym zrozumieniem i poklaskiem. Słowem, poznaliśmy innego Romneya niż ten, kogo znamy z publicznych wystąpień, na których sprawia wrażenie nakręcanego automatu.
W Boca Raton szczerze powiedział, że nie ma zamiaru przejmować się 47 procentami Amerykanów, którzy polegają na pomocy rządu w zakresie wyżywienia, dachu nad głową oraz opieki medycznej i ani myślą o wzięciu własnych spraw w swoje ręce. "Ta grupa nieudaczników, we własnym pojęciu ofiar – stwierdził kandydat – to wyborcy Obamy".
Arogancka, obraźliwa dla wielu ciężko pracujących ludzi wypowiedź świadczy o całkowitym niezrozumieniu narodu, którym chce kierować.
Nie wiadomo, jaki procent tych, którzy będą głosować na Obamę jest uzależniony od rządowej pomocy, nie ma również pewności, czy ci, którzy korzystają z pomocy w ogóle stawią się przy urnach wyborczych.
Oczywiste jest jedno: wielu zwolenników Romneya i Obamy dostaje czeki z Social Security, korzysta z Medicare i Medicaid, kuponów żywnościowych, świadczeń dla weteranów i dla bezrobotnych, dopłat do mieszkań oraz wielu innych form federalnej pomocy.
Republikańskich "nieudaczników" bez trudu można znaleźć w tzw. czerwonych stanach, które wpłacają do kasy państwa znacznie mniej niż dostają w świadczeniach. Na przykład Alabama w przeliczeniu na głowę mieszkańca otrzymuje $4,000, a wpłaca zaledwie $1,000. W bezpośrednich świadczeniach, w tym z programu emerytalnego Social Security, pomocy dla niepełnosprawnych, stypendiach na naukę i świadczeniach dla bezrobotnych Kentucky dostaje (w przeliczeniu na głowę mieszkańca) $7,000 rocznie, a w federalnych podatkach wpłaca mniej niż Alabama.
Romney przekreślił swych wielbicieli z ubogich, białych terenów, którzy o tym jednak nie wiedzą i wiedzieć nie chcą. Za sprawą radiowych, konserwatywnych propagandystów wierzą, że Obama "jest muzułmaninem, sympatyzuje z terrorystami, nie urodził się w USA, wprowadza socjalizm". Ten ostatni zarzut bulwersuje tę część społeczeństwa najbardziej, choć właśnie ona najczęściej korzysta z programów socjalnych.
Podobna sytuacja ma miejsce w byłych stanach Konfederacji, gdzie biali wyborcy o niskich dochodach, będą głosować na Romneya, bez względu na to, co o nich myśli i mówi. Generalnie w "czerwonych" stanach od Arkansas, przez Karolinę Południową, Kentucky, Zachodnią Wirginię, Missouri, Oklahomę i obie Dakoty po Alaskę, od lat obserwujemy ten sam schemat: dostają na lokalne programy więcej pieniędzy od federalnego rządu niż wysyłają do Waszyngtonu w federalnych podatkach.
I przeciwnie "niebieskie", czyli w większości demokratyczne stany – Nowy Jork, New Jersey, Kalifornia, Connecticut, Massachusetts, Minnesota i inne – otrzymują z powrotem mniej niż wpłaciły. Z czego wniosek: demokratyczne stany utrzymują stany republikańskie.
"Nie martwię się o tych ludzi. Nigdy ich nie przekonam, że na nich spoczywa obowiązek zadbania o własne życie". Niewykluczone, że w grupie uczestników imprezy w Boca Raton znaleźli się milionerzy, którzy radzą sobie tak znakomicie, że identycznie jak 47% "nieudaczników"nie płacą podatków.
Według bezpartyjnego Tax Policy Center 3000 podatników zarabiających blisko $2.2 miliona rocznie i 24,000 z dochodami między $532,613 a $2.2 mln unika podatków. Jak to możliwe? Bogaci korzystają z ulg podatkowych od inwestycji i szeregu innych odpisów. Tak samo radzą sobie duże i małe kompanie. Do niektórych, z wyjątkowo utalentowanym działem księgowości, rząd musi nawet dopłacać.
Lekceważąc blisko połowę wyborców Romney nie wspomina, że zwolnienia od podatków federalnych są następstwem reformy Ronalda Reagana z 1986 roku – rozszerzonej przez Billa Clintona w 1993 i 1997 – i cięć podatkowych George´a W. Busha z 2001 i 2003 roku. Redukcja obowiązku podatkowego dla ludzi ubogich cieszyła się poparciem obu partii.
Dziś Romney usilnie przekonuje, że dba i liczy się z potrzebami 100% wyborców. Co ma robić, gdy giganci Partii Republikańskiej w odróżnieniu od niedorzecznych krzykaczy z kablowej Fox News – nieoficjalnej siedziby wyborczej Romneya – zdenerwowali się nie na żarty, a kilku nawet uznało, że nominacja Romneya na prezydenta była pomyłką?
"To nie jest postawa lidera. W taki sposób działają drobni partyjni aktywiści. Czas przyznać, kampania Romneya jest niekompetentna. Nie ma odwagi. Nie próbuje rozwiązać spraw wielkich i ważnych...czas na interwencję partyjnej starszyzny", pisała ogólnie szanowana Peggy Noonan, autorka przemówień Ronalda Reagana, a obecnie felietonistka Wall Street Journal.
Elżbieta Glinka








