Podczas pierwszego przesłuchania w sądzie okręgowym powiatu DuPage okazało się, że zaraz po aresztowaniu z oskarżenia o zamordowanie swojego syna, 7-letniego Justina i 5-letniej Olivii Dworakowski, którą opiekowała się pod nieobecność jej matki, Elżbieta Plackowska podała kilka przyczyn śmierci obojga dzieci. Najpierw twierdziła, że dzieci zamordował jakiś mężczyzna, który siłą dostał się do domu. Później wyznała, że zabiła dzieci, by ratować je przed demonami i ostatecznie powiedziała, że zrobiła to ze złości na swego męża, ponieważ zbyt długo pracuje i nie docenia jej wysiłków jako matki i żony.
Na ciele chłopca stwierdzono 100 ran zadanych nożem, dziewczynka dostała 50 ciosów. Oboje mieli poderżnięte gardła.
Według prokuratora stanowego Roberta Berlina dzieci błagały o życie, a Justin zapewniał matkę, że ją kocha. Zanim rozpoczęła swe krwawe dzieło Plackowska powiedziała dzieciom, że jeszcze tego dnia znajdą się w niebie.
Narzędzie zbrodni, zakrwawiony nóż, znaleziono w kuchennym zlewozmywaku. Drugi, pokryty krwią, znajdował się w samochodzie Plackowskiej.
Kobieta wyznała również, że zabijając syna chciała, by jej mąż odczuł taki sam ból, jaki ona czuje każdego dnia.
Przypuszcza się, że ze stanem psychicznym kobiety ma związek niedawna śmierć jej ojca w Polsce, a także fakt, że chciała wracać do kraju, na co mąż się nie godził.
Artur Plackowski jest kierowcą ciężarówki. Jeździ w dalekie trasy. W dniu, w którym żona popełniła zbrodnię, znajdował się poza stanem Illinois.
Na pierwsze przesłuchanie nie przyszedł mąż ani 20-letni syn Plackowskiej. Nie stawiła się również rodzina Olivii Dworakowski.
Kobiecie grozi dożywotnie więzienie.
(eg)








