Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 12 grudnia 2025 05:33
Reklama KD Market

W. Brytania. Wyborcy w okręgu Camerona podzieleni przed referendum



Imigracja, gospodarka i rola Wielkiej Brytanii w świecie to główne tematy, które pojawiają się w okręgu wyborczym premiera Davida Camerona, Witney, w dyskusji o przyszłości kraju w Unii Europejskiej przed czwartkowym referendum.

Witney to 30-tysięczne miasteczko położone 20 kilometrów na zachód od Oksfordu. Przypomina stereotypowe wyobrażenia o brytyjskiej prowincji: starzejące się domy z cegły, mały ryneczek i kilkanaście pubów, w większości przystrojonych angielską flagą. Od utworzenia w 1983 roku okręgu wyborczego w Witney, mandat zawsze zdobywał tutaj polityk Partii Konserwatywnej.

W takiej scenerii narodziła się polityczna kariera Davida Camerona, którego w 2001 roku lokalna społeczność wybrała na posła do Izby Gmin. Z analityka i doradcy ministrów finansów i spraw wewnętrznych przekształcił się w pełnokrwistego polityka, który od 11 lat stoi na czele Partii Konserwatywnej, a od sześciu – brytyjskiego rządu.

Bezwzględne poparcie wyborców dla torysów ma jednak inną konsekwencję - lokalna społeczność odzwierciedla także podziały w ramach samej Partii Konserwatywnej. W efekcie na ulicach Witney nietrudno spotkać ludzi, którzy opowiadają się przeciwko Cameronowi, a – w zgodzie z bardziej eurosceptycznym skrzydłem ugrupowania – za wyjściem Wielkiej Brytanii z UE.

"Cameron nie wynegocjował dla nas w Europie absolutnie nic" - podkreślała w rozmowie z PAP Allison, która we wtorkowy poranek rozdawała ulotki i namawiała do głosowania za Brexitem. "Przyjechał tutaj, miał jakieś wystąpienie, na które dało się wejść tylko z biletami i tyle go widzieliśmy. Szkoda, bo powiedziałabym mu, że się nie zgadzam z jego polityką" - tłumaczyła.

"Jeśli zostaniemy w Unii Europejskiej, to boję się, że moi synowie będą mieli problem ze znalezieniem pracy, którą zabierają im imigranci z Europy. Poza Wspólnotą czeka nas lepsza przyszłość" - zapewniała Allison.

Jej komentarz nie jest odosobniony. Nawet ci, którzy widzą miejsce Wielkiej Brytanii w UE, podkreślają, że lokalna społeczność znacząco się zmieniła. Najbardziej widoczni są Polacy. "Sporo naszych klientów przyjechało z państw Unii Europejskiej, ostatnio robiliśmy nawet kilka ślubów dla polskich dziewczyn" - mówi kwiaciarka Rosa.

Rosa sama nie jest z Witney - pochodzi z Irlandii Płn. "Mieszkałam tam w trakcie tzw. +Kłopotów+ (konflikt katolickich republikanów i protestanckich unionistów w latach 1968-1998), więc wiem, jak ważne jest bronić swoich poglądów i tego, w co się wierzy" - podkreśla, wskazując stos ulotek i wiszący plakat za pozostaniem Wielkiej Brytanii w UE. Kwiaciarnia, którą prowadzi wraz z mężem Jimem, jest - jak podkreślili - "w 99 proc. zależna od naszego członkostwa we wspólnym rynku".



„Nie możemy zamówić kwiatów z Chin, Kolumbii, Kenii, zrobić zapasów na dwa lata i udawać, że nas to nie obchodzi. Wiele osób może o tym nie myśli, jak podejmuje decyzję, ale powinni: czy ich ulubione miejsca, sklepy handlują z Unią Europejską lub polegają na wynikających z niej swobodach?" – powiedział Jim.

Te argumenty nie przekonują dwójki mężczyzn po sześćdziesiątce, prowadzących zakład mechaniczny dla motocyklistów. Ich zdaniem cała dyskusja o przyszłości Wielkiej Brytanii w UE to pytanie o ocenę jednej kwestii: wpływu imigracji.

"Chcę wyjścia ze Wspólnoty" - zadeklarował już na samym początku rozmowy Mike, który od ponad 50 lat jest właścicielem zakładu. "Imigracji nie da się powstrzymać tak długo, jak jesteśmy w Unii Europejskiej. Widzę, jak ta okolica się zmieniła w porównaniu z tym, jak wyglądała 50-60 lat temu, kiedy ciężko było spotkać na ulicy obcokrajowca. Każdy jest tutaj mile widziany, ale to kwestia skali" – podkreślił.

"Świat się mocno zmienił, na gorsze, na przestrzeni lat. W nowej rzeczywistości to jest nasz przyczółek tego starego świata" - wtórował mu Ross. "Nie zrozum mnie źle: nie chodzi o to, jaki masz paszport czy skąd jesteś. Chodzi o to, że nie mamy szpitali, dróg, domów dla wszystkich. Zrobiło się po prostu za ciasno" – tłumaczył.

Zupełnie inne argumenty są najważniejsze dla Virginii, która prowadzi po drugiej stronie ulicy bodaj najsłynniejszy w całym kraju sklep z tysiącami pluszowych misiów. Najcenniejszy jest ten schowany pod kluczem: blisko stuletni czerwony niedźwiadek Alfonzo, który należał do rosyjskiej księżniczki.

"Jestem pewna, że referendum rozbiło parę przyjaźni i znajomości. Pomijam to, że naprawdę nam nie służy wizerunkowo - i tak jesteśmy przedstawiani w Europie jako dziwacy, a my robimy takie głosowanie, które może rozbić Europę" - zżymała się. Jej użycie słowa Europa jako synonimu dla Unii Europejskiej nie jest przypadkowe, ale powszechne: w brytyjskiej świadomości, Europa zaczyna się dopiero po drugiej stronie kanału La Manche.

Jak podkreśliła, "może Witney jest małe, ale powinniśmy mieć dobre relacje z całym światem". Jej słowa brzmią tym wymowniej, że wypowiedziała je zamykając pudełko z wyprodukowanym w Niemczech misiem, który po zamówieniu w sklepie w Anglii zostanie wysłany do Japonii. "Ale na misie zawsze będzie popyt - w Unii Europejskiej czy poza nią" - zauważyła.

Brytyjczycy podejmą decyzję dotyczącą dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii w UE w najbliższy czwartek, 23 czerwca.

Z Witney Jakub Krupa (PAP)


Remain In Rally in Trafalgar Square

Remain In Rally in Trafalgar Square

epa05382326 Members of the public take part in a 'Remain In' Rally in Trafalgar Square, Central London, Britain, 21 June 2016. Britons will vote on whether to remain or leave the EU on 23 June. EPA/WILL OLIVER

Remain In Rally in Trafalgar Square

Remain In Rally in Trafalgar Square

epa05382469 Two participants stick mini EU flags into their hair as members of the public take part in a 'Remain In' Rally in Trafalgar Square, Central London, Britain, 21 June 2016. Britons will vote on whether to remain or leave the EU on 23 June. EPA/HAYOUNG JEON

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama