Sabalenka, najlepsza w australijskim turnieju w dwóch poprzednich edycjach, świetnie zaczęła spotkanie i gładko wygrała pierwszego seta, ale w drugim Pawliuczenkowa prezentowała się rewelacyjnie. Doświadczona 33-letnia Rosjanka, która nigdy w Melbourne nie przebrnęła ćwierćfinału, niespodziewanie doprowadziła do wyrównania.
To był pierwszy przegrany set Sabalenki w tegorocznej edycji AO. Białorusinka lekkie problemy miała jeszcze na początku trzeciej partii. Dwukrotnie została przełamana, ale za każdym razem natychmiast odrabiała stratę. Gdy wreszcie poprawiła podanie, znalazła się na prostej drodze do zwycięstwa.
Kilka godzin wcześniej Badosa w ćwierćfinale niespodziewanie pokonała Amerykankę Coco Gauff (3.) 7:5, 6:4.
Na porażkę Gauff wpływ miało przede wszystkim popełnienie aż 41 niewymuszonych błędów i słabsza dyspozycja serwisowa. Amerykanka musiała bronić 10 break pointów, a Badosa dała rywalce tylko trzy okazje na przełamanie. Natomiast niewymuszonych błędów Hiszpanka miała 23.
Gauff doznała pierwszej w tym roku porażki. Poprzedziło ją 13 wygranych meczów z rzędu, które jeszcze w poprzednim sezonie dały jej wygraną w WTA Finals, a następnie poprowadziła USA do zwycięstwa w turnieju United Cup.
W kwietniu 2022 roku Badosa była wiceliderką listy WTA. Problemy zdrowotne spowodowały jednak, że w kolejnym roku wypadła z Top 50. Jest już pewne, że w poniedziałkowym notowaniu wróci do najlepszej dziesiątki.
"Szczerze mówiąc po prostu modliłam się, żeby przetrwać. W tych trudnych, wietrznych warunkach bardzo trudno było momentami przebić piłkę na drugą stroną. Był moment, w którym rywalka grała niesamowity tenis, jak na panujące warunki, ale jakimś cudem ostatecznie to ja wygrałam" - przyznała liderka listy WTA.
O tym, że nie wolno się poddać przypominał jej m.in. wizerunek tygrysa, który ma wytatuowany na ramieniu.
"Urodziłam się w roku tygrysa i przez kilka miesięcy marzyłam, by zrobić sobie taki tatuaż. Teraz on przypomina mi, żeby nigdy nie rezygnować z walki, zawsze być agresywną i zmuszać się do wysiłku niezależnie od okoliczności" - tłumaczyła 26-latka z Mińska, która na co dzień mieszka na Florydzie.
Z Badosą ma bilans 5-2 i nie tylko z tego względu będzie zdecydowaną faworytką. Jak przyznała, bliskie relacje, w jakich pozostają od dawna, nie mogą wpłynąć na ich postawę na korcie.
"Dawno temu postanowiłyśmy, że poza kortem jesteśmy przyjaciółkami, ale w trakcie gry obie robimy wszystko, żeby wygrać" - zaznaczyła. "Na korcie zapominamy o naszej przyjaźni" - dodała.
Białorusinka nie chciała spekulować na temat swoich szans na dołączenie do elitarnej grupy zawodniczek, które wygrały Australian Open co najmniej trzykrotnie z rzędu. A należą do niej Margaret Court (1969-71), Evonne Goolagong (1974-76), Steffi Graf (1988-90), Monica Seles (1991-93) i Hingis.
"Jestem naprawdę szczęśliwa, że zostały mi dwa kroki, by zostać jedną z nich, ale to nie jest celem samym w sobie. Wow, to byłoby coś pięknego, ale... spokojnie. Nie myślę jeszcze o tym, podążam w tym kierunku krok po kroku. Jeśli jednak w każdym meczu będę w stanie zaprezentować swój najlepszy tenis, a jeśli nie najlepszy tenis, to chociaż pokazać najlepszego ducha walki, to wiem, że stać mnie na to. I nawet przyjaźń nie może stanąć na drodze do trzeciego tytułu z rzędu" - podsumowała Sabalenka.
Jeśli w środę do półfinału awansuje Iga Świątek, która w ostatniej parze ćwierćfinałowej będzie rywalizować z Amerykanką Emmą Navarro, to Białorusinka będzie musiała co najmniej dostać się do finału, aby obronić prowadzenie w światowym rankingu.