Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 12 grudnia 2025 09:35
Reklama KD Market

Poparcie albo kara

Wszyscy tu są. Trójka kandydatów na prezydenta Stanów Zjednoczonych – John McCain, Hillary Clinton i Barack Obama. Marszałek Izby Reprezentantów Nancy Pelosi, większość senatorów i połowa kongresmanów. Przybyła żona wiceprezydenta Cheney, Lynn, sekretarz stanu Condolezza Rice, wielu żydowskich i nie żydowskich polityków, akademików i oczywiście premier Izraela Ehud Olmert.

7 tysięcy uczestników, w tym gwiazdy nauki, polityki i przemysłu to waszyngtońska wersja Oskarów w AIPAC-u, Amerykańsko-Izraelskim Komitecie Spraw Publicznych, znanym jako izraelskie lobby, o którym w ostatnich latach wydano wiele książek. Najbardziej kontrowersyjna The Israeli Lobby and US Foreign Policy została napisana przez szanowanych naukowców, Johna Mearsheimera z University of Chicago i Stephena Walta z Harvardu i opublikowana w 2007 roku.

Profesorowie nie przedstawiają lobby jako "kliki kontrolującej amerykańską politykę zagraniczną", lecz nadzwyczaj wpływową grupę, złożoną z Żydów i ludzi nie żydowskiego pochodzenia, "luźną koalicję indywidualnych osób i organizacji energicznie działających na rzecz skierowania amerykańskiej polityki zagranicznej w stronę Izraela".

Walt i Mearsheimer podkreślają, że "każdy, kto krytykuje akcje Izraela lub stwierdza, że proizraelskie grupy mają znaczny wpływ na bliskowschodnią politykę USA, naraża się na obwołanie go antysemitą. Takie same konsekwencje grożą za samo oświadczenie, że lobby istnieje.

W poniedziałek otwarcia konferencji dokonał republikański kandydat na prezydenta, sen. John McCain. Clinton i Obama wystąpili w środę, ostatnim dniu tego jamboree.

Mearsheimer i Walt nie pomylili się przewidując, że "Żaden z kandydatów nie pozwoli sobie na krytykę Izraela i nie będzie sugerował odejścia od jednostronnej polityki USA w tym regionie. Ci, którzy zdobędą się na taką odwagę, wypadną z łask".

W lutym tego roku w czasie spotkania w nowojorskim oddziale AIPAC-u i na konferencji w Waszyngtonie na początku tego tygodnia, Hillary Clinton mówiła o Izraelu jako przykładnym państwie w sąsiedztwie radykalizmu, ekstremizmu, despotyzmu i terroryzmu. Rok wcześniej była zwolenniczką podjęcia rozmów z przywódcami Iranu.

W marcu na posiedzeniu AIPAC-u w Chicago ani na waszyngtońskiej konferencji Obama nie nawiązał do cierpień Palestyńczyków, co robił rok wcześniej na szlaku kampanijnym. Teraz zapewnił, że nie wprowadzi żadnych zmian w stosunkach amerykańsko-izraelskich i że kwestia bezpieczeństwa Izraela leży mu głęboko na sercu.

Nic dziwnego, że przez większość członków Kongresu AIPAC uważany jest za znacznie bardziej wpływową grupę od National Rifle Association (krajowe stowarzyszenie posiadaczy broni palnej), American Federation of Labor (Amerykańska Federacja Pracy) i Congress of Industrial Organizations (Kongres Organizacji Przemysłowych) .

AIPAC ma syjonistyczne korzenie. Jej założyciel "Si" Kenen, był szefem Amerykańskiej Rady Syjonistów w 1951 roku. W latach 1953-54 radę przekształcono w American Zionist Committee for Public Affairs i ostatecznie w 1959 roku nadano jej nazwę American Israeli Public Affairs Committee. Za szefostwa Toma Dine w latach siedemdziesiątych AIPAC przeobraził się w organizację liczącą ponad 150 pracowników z $60 milionowym budżetem. Dine stracił stanowisko z powodu niedostatecznie twardej postawy wobec sąsiadów Izraela. Kierownictwo AIPAC-u, złożone głównie z byłych przewodniczących tego lobby, zawsze zajmuje ostrzejsze stanowisko w sprawach bliskowschodnich niż większość amerykańskich żydów.

Lobby utrzymuje bliskie stosunki z wpływowymi trustami mózgów, jak American Enterprise Institute, Center for Security Policy, Hudson Institute, Jewish Institute for National Security, Middle East Forum, Project for the New American Century i waszyngtoński Institute for Near East Policy. Rozrzuceni po tych instytucjach neokonserwatyści mogą być postrzegani jako nieodłączna część większego izraelskiego lobby. Tu warto przypomnieć, że Richard Perle, były członek Krajowej Rady Bezpieczeństwa, Richard Douglas – asystent sekretarza obrony ds. polityki i sześciu innych neokonserwatystów, w 1996 roku napisali niesławny dokument "A Clean Break" dla Benjamina Netanjahu, byłego ultrakonserwatywnego premiera Izraela, w którym proponują zmianę bliskowschodnich reżymów z użyciem siły.

AIPAC trzyma Kongres w garści. Krytycy izraelskiego lobby uważają, że organizacja ta praktycznie nie dopuszcza możliwości otwartej debaty na temat amerykańskiej polityki wobec Izraela.

AIPAC-u nie można lekceważyć. Wynagradza tych, którzy popierają jego stanowisko i karze za opór. Jak zwykle chodzi o pieniądze. W latach 2000–2004 liderzy AIPAC-u wpłacili na kampanie wyborcze i komitety polityczne po $72 tys. każdy. Dla polityków nastawionych do lobby przyjaźnie pieniądze płyną rzeką z każdego zakątka USA.

Każdy członek Kongresu otrzymuje dwutygodnik AIPAC-u Near East Report. Walt i Mearsheimer piszą, że kongresmeni i ich pracownicy o informacje w sprawie Bliskiego Wschodu zazwyczaj zwracają się do AIPAC-u. Proszą lobby o przygotowanie przemówień, o porady, badania, zapewnienie sponsorów i głosów.

Hillary Clinton dawno już nauczyła się, że AIPAC-u nie można drażnić. W 1998 roku opowiadała się za powstaniem państwa palestyńskiego. W 1999 w czasie wizyty na Bliskim Wschodzie spontanicznie objęła żonę Yassera Arafata, Suhą. Lobby solidnie przytarło jej nosa. Wtedy też przeobraziła się w energiczną obrończynię Izraela. W 2006 roku poparła wojnę Izraela przeciw Hezbollah w Libanie. Przypuszcza się, że większość pieniędzy na swoją kampanię wyborczą dostała od Amerykanów żydowskiego pochodzenia.

O tym, że nie wolno stawać okoniem dowiedziała się też sekretarz stanu USA, Condoleezza Rice, gdy usiłowała wznowić proces pokojowy w czasie bliskowschodniej wizyty w 2007 roku. Przed wyjazdem dostała list podpisany przez 79 senatorów z ostrzeżeniem, by nie próbowała rozmawiać z nowym palestyńskim rządem, dopóki nie uzna Izraela, nie potępi terroryzmu i nie podporządkuje się izraelsko-palestyńskim porozumieniom.

Członkowie lobby rutynowo zaprzeczają zarzutom o zaangażowanie w przygotowania wojny w Iraku. Jednakże dyrektor wykonawczy AIPAC-u, Howard Kohr, w rozmowie z New York Sun w styczniu 2003 roku przyznał: "Bez większego rozgłosu lobby zachęcało Kongres do zgody na użycie siły w Iraku, co uważam za nasz największy sukces w minionym roku".

Również New Yorker wspomniał o wywieraniu w tej sprawie nacisków na Kongres przez AIPAC.

W świetle 13 sondaży opinii publicznej, które wykazały, że 77% amerykańskich żydów wyrażało sprzeciw wobec wojny w Iraku, ciśnie się wniosek, że AIPAC działa niezależnie nawet od ludzi, którzy generalnie go popierają. Walt i Mearsheimer piszą: "Wojnę rozpoczęto w dużym stopniu z powodu wpływów lobby, szczególnie zaś jego neokonserwatywnego skrzydła. Lobby nie zawsze reprezentuje społeczność, w imieniu której przemawia".
(Asia Times, opr. eg)
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama