W poszukiwaniu jeszcze nie straconego czasu
W podręczniku do zestawu kasetowego "SOS English" znajduje się swoisty ‘dekalog’ dla uczących się języka: porady, które mogą znacznie usprawnić, przyspieszyć, ułatwić i uprzyjemnić naukę języka. A przede wszystkim – zapewnić jej znacznie większą skuteczność. Oto przykazanie "Nie zasłaniaj się przed samym sobą brakiem czasu. Pamiętaj, że jedną siódmą życia człowiek spędza na czekaniu – a jest to czas świetnie nadający się na prosty trening językowy. Tylko ty sam możesz sprytnie włączyć język do swoich czynności".
***
Każdy ma tyle samo czasu – tylko wykorzystuje go rozmaicie. Są tacy, którym wciąż go brakuje – i tacy, którzy na brak czasu nie narzekają. I ty też masz dokładnie 24 godziny na dobę. Tyle co papież. Kluczem do skuteczności jest umiejętność gospodarowania czasem. Czyż nie mamy czasem wrażenia, że często w natłoku spraw potrafimy więcej zrobić niż wtedy, kiedy mamy więcej czasu? Nauka języka, wymagająca systematyczności i wytrwałości, jakże bardzo od tego zależy. Chcąc wziąć się poważnie do nauki języka – warto się przez chwilę zastanowić, jak znaleźć czas na naukę oraz jak można dostosować sposób uczenia się do swoich możliwości czasowych. Oto parę prostych rad, obserwacji i doświadczeń na ten temat w odniesieniu do nauki języka obcego.
Kupując nowy mebel musimy zawczasu zrobić nań miejsce w pokoju. Zabierając się na serio do nauki języka musimy się upewnić, że wygospodarujemy odpowiedni czas w naszej zapędzonej rzeczywistości zarówno na regularne uczęszczanie na kurs, jak i na naukę własną. Z żalem obserwuję, jak większość osób nie podejmuje nauki albo po krótkim czasie rezygnuje z braku czasu. Dlatego u nas w szkole troszczymy się o to, aby pomagać uczącym się zorganizować sobie czas i odpowiedni sposób nauki sprzyjający szybkim i skutecznym postępom. Jest na to kilka sposobów.
Pierwszy – to znaleźć więcej czasu na to, żeby się uczyć. Większość osób czyni to bardzo nieporadnie. Przecież takie próby jak: "Wszyscy cicho, bo ojciec odrabia zadanie domowe!" albo: "Od jutra, kochanie, skrócimy randki o pół godziny, bo ja się muszę pouczyć angielskiego" – mają bardzo niewielkie szanse wytrzymać próbę czasu. Przykładów naiwnego zabierania się do nauki, tzn. bez realnej kalkulacji czasowej, jest znacznie więcej. Efekt jest taki, że po paru zaledwie tygodniach uczący się rezygnuje pod presją spraw, które się nagle okazały lub wypadły.
Owszem, nie wszystko da się przewidzieć, ale warto uświadomić sobie, że normalny jest w życiu konflikt tego co ważne i tego co pilne. To ostatnie jest z samej swojej natury jakby ‘nachalne’ – i to co ważne najczęściej jest odsuwane na bok lub odkładane na później. Dopiero po niewczasie żałujemy, że ulegliśmy presji pilnego, "że trzeba było..". itp. Angielski należy zdecydowanie do spraw ważnych, a więc podatnych na konflikt z rozmaitego rodzaju ‘emergency’, zwłaszcza w trakcie nauki.
Tego rodzaju problem był minimalny, kiedy byliśmy w szkole i uczeniu się nie stały na przeszkodzie zazwyczaj żadne ważne obowiązki. Młodzi Amerykanie, którzy już będąc w szkole czy na studiach podejmują pracę zarobkową, nabywają w ten sposób doświadczenia w organizowaniu sobie czasu. Jako dorośli mamy tyle obowiązków, że zawsze będą one kolidować z nauką języka. Jak tego konfliktu uniknąć?
Przede wszystkim zastanowić się, na ile ważna jest dla ciebie znajomość angielskiego. Dla ciebie – to znaczy, jaką korzyść konkretnie tobie przyniesie – i w takim razie od czego jest w twojej codzienności ważniejsza nauka języka. Wnioski bywają zaskakujące. Pewien pan tłumaczący się brakiem czasu na angielski – parę lat wstecz, kiedy Chicago Bulls grali na poziomie mistrzowskim – z niejakim zdziwieniem przyznał: "No właśnie. Przecież na ‘Bullsów" to ja zawsze czas znajdę!"
Jeśli jest coś, co możemy sobie darować przez parę miesięcy – to warto taką decyzję podjąć, aby zrealizować coś, co dla nas ważne. Znam osoby, które zrezygnowały z dodatkowej pracy, bo sobie po prostu wyliczyły, że jeśli ten czas poświęcą na angielski, a następnie podejmą lepiej płatną pracę, to będą finansowo znacznie ’do przodu’. No a iluż jest takich, którzy po kilku (lub kilkunastu!) latach żałują, że od razu "po przyjeździe do Ameryki nie zabrali się ostro za język tylko za pracę, która im dawała – i nadal daje – grosze w porównaniu z tym, co mogliby dzisiaj mieć"? Na uporządkowanie sobie życia według własnej hierarchii wartości zawsze jest dobry moment!
Tak naprawdę trening językowy nie przeszkadza w żadnej innej czynności, oprócz mówienia innym językiem. A zatem, oprócz czasu ‘A’, który trzeba wygospodarować, aby chodzić na kurs lub ‘zasiadać’ do tradycyjnej nauki z książką lub zeszytem; jest też czas ‘B’, a więc np. czynności zawodowe, takie jak malowanie czy gotowanie, w czasie których można sobie ćwiczyć język choćby w myślach; albo czas ‘C’ – czyli czekanie na przystanku, czekanie na zamkniętym przejeździe kolejowym, jazda samochodem, autobusem itp. – który można znakomicie ‘zagospodarować’ i przeznaczyć na prosty trening językowy. Oczywiście pod warunkiem, że odpowiednio sprytnie i inteligentnie zorganizujemy sobie naukę języka, dopasowując ją do własnych ram i ograniczeń czasowych. Nagrodą dla tych, którzy potrafią to zrobić, jest szybka i skuteczna nauka oraz nieco zaskakujące odczucie, którego życzę każdemu uczącemu się: "Zupełnie nie wiem, kiedy ja się tego wszystkiego nauczyłem!"
Przypomnijmy, że do naszej dyspozycji mamy w różnych proporcjach czas ‘A’ – czyli ten ‘cenny’, ten który sobie planujemy; czas ‘B’ – kiedy zajmujemy się innymi czynnościami, które wcale nie muszą przeszkadzać w treningu językowym; a także czas ‘C’ – czyli wszelkie momenty czekania, przerwy w zajęciach, często parominutowe, kiedy nie mamy nic konkretnego do roboty. Wszystkie te trzy rodzaje czasu możemy wykorzystać do nauki, pod warunkiem, że zrobimy to odpowiednio sprytnie i elastycznie.
Przypomina mi się nieodżałowanej pamięci ksiądz profesor Władysław Piwowarski z KUL-u, którego miałem niegdyś przyjemność uczyć angielskiego indywidualnie. Pewnego razu, kiedy narzekał na brak czasu i napięty profesorski grafik, zapytałem go, czy sam przyrządza sobie posiłki. Odpowiedział, że śniadania i kolacje – tak. Zaproponowałem, żeby przeniósł sobie swój niewielki magnetofon do kuchni, a ja mu przyniosę kasety do słuchania. Tak zrobiliśmy i kiedy po paru tygodniach spotkaliśmy się ponownie, ksiądz profesor chciał mnie nieomal uściskać z radości, że teraz ma tak dużo czasu na taką pożyteczną i sympatyczną naukę. "Wie pan, teraz już zawsze, kiedy robię sobie kanapki czy herbatę, automatycznie włączam sobie magnetofon. Już prawie gadam do siebie i myślę po angielsku, a wcale nie tracę czasu!" – powiedział.
No właśnie. Nie mając czasu ‘A’ – wykorzystał znakomicie czas ‘B’, tam właśnie przesuwając naukę angielskiego. Ale warunkiem było zorganizowanie sobie odpowiednio nauki: chcąc czytać podręcznik lub robić ćwiczenia pisemne – nie znalazłby czasu na naukę.
Czas ‘A’ – to właśnie czas, który musimy znaleźć przede wszystkim na chodzenie na kurs. ‘Trockerzy’, osoby na ‘stałych domkach’ oraz wszyscy ci, którzy mają nieregulowany lub nietypowy czas pracy, mają z tym problemy. Trudno znaleźć kursy o nietypowych porach lub kursy ‘elastyczne’. Pozostają lekcje prywatne lub nauka własna. Osoby odpowiednio zdyscyplinowane mają większe szanse, pod warunkiem, że potrafią się uczyć samodzielnie. U nas w szkole proponujemy indywidualne lub grupowe konsultacje tematyczne jako pomoc w rozpoznaniu i rozwiązaniu trudności w samodzielnej nauce. Ponadto, nasze kursy kasetowe, "SOS English" oraz "English for You" są proste i łatwe, co powoduje, że tym chętniej się zabieramy do ich słuchania. Osobom używającym komputerów podpowiadamy ciekawe programy do nauki własnej.
Czasu ‘A’ nie mogą znaleźć także pracoholicy, którzy często znacznie lepiej by wyszli na tym, gdyby nawet parę nadgodzin przeznaczyli raczej na inwestycję we własne umiejętności językowe, dzięki którym zyskaliby znacznie więcej pieniędzy, satysfakcji i... czasu w nie tak dalekiej przyszłości. Niestety, tylko ci, którzy się na to zdobyli, wiedzą, o czym mówię. Generalnie, zdecydowana większość osób ma tak wypełniony dzień (a nierzadko i noc!), że chcąc znaleźć czas ‘A’ powinni zadać sobie pytanie – z czego mogą zrezygnować (na parę miesięcy), aby w to miejsce ‘wstawić’ naukę angielskiego. Praktycznie trzeba sobie zdać sprawę z dwóch rzeczy: "Na co ja konkretnie przeznaczam swój czas w ciągu dnia?" oraz "Które z tych czynności są dla mnie tak naprawdę mniej ważne niż znajomość języka?" A potem tylko konsekwentnie trzymać się tej decyzji.
Żeby znaleźć czas ‘B’ potrzebne są dwie rzeczy. Przede wszystkim trzeba uświadomić sobie w trakcie czego można trenować język słuchając nagrań, mówiąc do siebie lub myśląc sobie w obcym języku. Niektóre wykonywane prace nie wykluczają takiej możliwości, a więc wielu pracoholików tu właśnie ma szansę na dużą rezerwę czasową. Jak już wspomniano, czynności domowe też można robić ‘po angielsku’.
Przegląd codziennych czynności pozwoli także odkryć sporo czasu ‘C’, czyli takiego, w którym nie robimy ‘nic’ albo nic konkretnego – więc możemy ten czas zagospodarować. Czas ten można by określić jako tzw. ‘międzyczas’. Czekanie na zamkniętym przejeździe kolejowym, na czerwonym świetle, na przystanku lub w autobusie, czas w pracy, kiedy czekamy na zlecenie albo na spóźnionego klienta itp. – to wszystko czas ‘C’, który można ewentualnie wykorzystać na trening językowy.
Ale w tym miejscu nasuwa się problem: "Co w tym czasie robić?" No właśnie, im bardziej tradycyjny sposób nauki – tym bardziej jesteśmy uzależnieni od tego najbardziej ograniczonego czasu ‘A’. Czas ‘B’ i ‘C’ otwiera ogromne możliwości, ale wymaga pomysłowości i sprytu oraz specjalnego podejścia niespotykanego w zwykłych szkołach i kursach. Wychowani przez kilkanaście lat w typowym szkolnym systemie, rzadko kiedy mamy pomysł, jak się nauczyć języka w ‘międzyczasie’ i w ogóle całkiem ‘nie wiadomo kiedy’. Przecież nawet ksiądz profesor nie bardzo sam umiał na to wpaść. A to by było przecież tak wspaniałe i przydatne dla nas – pracoholików!
U nas w szkole podpowiadamy rozmaite sposoby ciekawego organizowania sobie treningu językowego, starając się na zajęciach robić to, co konieczne i pokazywać jak można skutecznie pracować samemu. Oszczędza to znacznie czas i pieniądze uczących się oraz przyśpiesza i uatrakcyjnia proces uczenia się. Tutaj wymienię kilka rzeczy, które warto wziąć pod uwagę.
Na okładce "English for You" jest napisane: "Wystarczy 10 minut dziennie". Wyjaśniamy jak to wprowadzić w życie – jak pracować z kasetą i z książką, aby zrobić maksimum w minimum czasu. Jeśli ktoś mi mówi, że nie miał czasu, pytam: "A ile czasu nie miałeś: pół godziny? 10 minut? 3 minuty?" A następnie pokazuję, jak wiele można zrobić nawet w 1 minutę! A tyle – to każdy ma. Pokazuję więc w trakcie nauki tzw. ćwiczenia ‘prysznicowe’ – a więc takie, do których z pewnością nie jest potrzebna książka, a trwać mogą one dosłownie parę minut.
Trening językowy – jak trening sportowy: powinien być intensywny i atrakcyjny. A raczej krótko i intensywnie (tak uczą się tzw. ‘zdolni’) niż długo i ‘lelum-polelum’. Najlepiej, żeby to był ‘fun’, czyli coś radosnego, fajnego. Pod tym kątem trzeba sobie dobrać materiały do pracy oraz zadbać o odpowiednio ‘bojowe’, energiczne nastawienie.
Dobrze się nauczyć myśleć po angielsku lub gadać do siebie. Można wtedy trenować angielski w każdych warunkach i nie potrzebny nam nawet partner do rozmowy. Znajomy mawia: "Ilekroć chcę pogadać z kimś inteligentnym i na poziomie – mówię do siebie!" Osoby religijne mogą łatwo nauczyć się modlić po angielsku. Zauważyłem, że osoby, które ze sobą rozmawiają, robią znacznie szybsze postępy. Oczywiście – trzeba wiedzieć, jak to robić, żeby taki trening był efektywny i nie utrwalał błędów, lecz prawidłowe konstrukcje. Nie wystarczy umieć ‘budować’ zdania, ale trzeba umieć je wypowiadać. To bardzo ważne, zwłaszcza w języku angielskim, i kładziemy na to duży nacisk w naszej szkole, żeby nie tylko ‘uczyć języka’, ale uczyć mówić.
Osobom, które chcą wdrożyć się do systematycznego treningu, podpowiadam, żeby starali się połączyć ćwiczenie językowe z czymś, co robią regularnie (np. makijaż, golenie czy inne czynności toaletowe). Łatwiej bowiem jest się ‘podłączyć’ do jakiegoś nawyku niż wyrabiać sobie nowy.
Uczę zasady formułowanej dość przekornie: "Nie miałem czasu – więc uczyłem się angielskiego". Otóż chodzi o to, aby nigdy nie rezygnować z nauki angielskiego. Nawet, żeby ćwiczenie sprowadzało się do ułożenia sobie trzech prostych zdań. A dlaczego? Bo w ten sposób przyzwyczajamy się do systematyczności, która jest najważniejsza w treningu – tak językowym jak i sportowym czy muzycznym.
Inna zasada – to sposób zabierania się do nauki języka. Prawie wszyscy uczący się są zdziwieni, gdy pytam: "Jeśli się zabierasz, żeby się pouczyć – to kiedy kończysz?" Prawda zwykle jest taka, że wtedy gdy coś przerwie albo się znudzimy, albo się wręcz spać zachce. Dobrze jest powiedzieć sobie zabierając się do nauki, jak długo będziemy się uczyć. I trzymajmy się tego, co postanowimy, nie skracając ani nie przeciagając. Wtedy logicznym pytaniem jest: "A co ja w tym czasie zrobię?" – i wykorzystanie czasu jest zwykle wielokrotnie skuteczniejsze. A więc zamiast ‘pouczyć się’ – postanów nauczyć się czegoś konkretnego. Niech to będzie coś, co nam się ‘zawsze myli’ albo ćwiczenie prysznicowe, jakich sporo podpowiadam na zajęciach.
Jakże wiele czasu można zaoszczędzić sprawiając sobie ciekawe nagrania do słuchania w samochodzie, kupując sobie walkmana lub nawet kładąc książkę w ustronnym miejscu, gdzie jakże wiele osób ma już wyrobiony nawyk czytania. Zastanów się, co chcesz naprawić i co możesz udoskonalić w swojej angielszczyźnie. Tylko ty sam możesz sprytnie włączyć, wprowadzić trening językowy do swoich czynności. Warto o tym pomyśleć. Bo przecież w tym kraju, jak w żadnym innym, czas to pieniądz. Twój czas – to twój pieniądz. I twoje życie. Dlatego o czas warto dbać. Jeśli nie umiesz tego zrobić sam – przyjdź do nas, a chętnie ci po, po co – my wiemy, jak!"
1. Nie pozwól, aby to co pilne wyrugowało z twojego życia to co ważne.
2. Zastanów się na ile ważna jest dla ciebie znajomość angielskiego.
3. Zawsze jest dobry moment na uporządkowanie sobie życia według własnej hierarchii wartości!
4. Zrób analizę swoich możliwości czasowych z podziałem na czas ‘A’, ‘B’ i ‘C’.
5. Z czego możesz zrezygnować (na parę miesięcy), aby w to miejsce ‘wstawić’ naukę angielskiego?
6. Jeśli nie masz czasu – też ucz się angielskiego.
7. Zadbaj, aby twój trening językowy to był ‘fun’, czyli coś radosnego, fajnego.
8. Naucz się myśleć po angielsku lub gadać do siebie: czynności domowe też można robić ‘po angielsku’.
9. Połącz ćwiczenie językowe z czymś, co robisz regularnie.
10. Zabierając się do nauki powiedz sobie, jak długo będzisz się uczyć i postanów nauczyć się czegoś konkretnego.
Zapraszam do mojej szkoły – EduLang. Zarówno materiały jak i sposób uczenia są maksymalnie dostosowane do potrzeb Polonii amerykańskiej i osób chcących używać języka praktycznie.
***
EduLang – (773) 205-1190. Doskonała szkoła dla Polaków: angielski na wszystkich poziomach, obywatelstwo, świetne samouczki oraz tłumaczenia pisemne i ustne. W najbliższym czasie startuje kurs na obywatelstwo oraz weekendowy kurs początkująco-porządkujący. Proszę dzwonić. E-mail: [email protected]; lub www.edulangenglish.com.








