Bohaterem spotkania z cyklu "Perły w koronie" w Art Gallery Kafe był w ostatni piątek wybitny architekt i malarz Wojciech Madeyski.
Już od wejścia do specyficznej sali AGK – niepowtarzalnego skrzyżowania kawiarni z mieszkaniem miłośnika sztuki – goście piątkowego wieczoru stawali oko w oko z eksponowanymi tam pracami Madeyskiego-malarza. Na dużym ekranie zmieniały się co chwila slajdy, ukazujące zrealizowane w Chicago projekty Madeyskiego-architekta.
Na wstępie obejrzeliśmy półgodzinny, sfilmowany przez Piotra Latałłę, wywiad o architekturze w Polsce, Francji i Stanach Zjednoczonych, który z Wojciechem Madeyskim przeprowadził swego czasu Jarek Chołodecki. Zaskakującym akcentem graficznym rozmowy była makieta warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki, otoczonego – jak murem obronnym – niezwykłą budowlą. Okazało się, że był to konkursowy projekt zespołu Wojciecha Madeyskiego na zabudowę okolicy niesławnego "daru Związku Radzieckiego" dla stolicy.
Kiedy architekt zabrał głos "na żywo", zrobiło się jeszcze ciekawiej. Mówił – z perspektywy lat – o swojej karierze, która rozwijała się poza Polską.
Wkrótce po ukończeniu studiów wyjechał do Francji, gdzie przez cztery lata poznawał specyfikę pracy architekta w tym kraju. Jak podsumował – jest to projektowanie, dużo teoretycznych dyskusji na wysokim poziomie, a potem brak realizacji i odkładanie projektu na półkę.
Po takich doświadczeniach trudno dziwić się przyjemnemu zaskoczeniu, kiedy w Chicago obiekt, wstępnie naszkicowany dwa tygodnie od rozpoczęcia pracy, zaczął być budowany… trzy miesiące później.
I tak już zostało. Państwo Madeyscy – Danuta Madeyska też jest architektem – zdecydowali, że to właśnie Chicago będzie ich domem i miejscem pracy.
W ciszy i skupieniu zebrani słuchali o tym, jak ważne miejsce w twórczości architekta zajmuje malarstwo, i o tym, jaki wpływ miało ukończenie studiów w Polsce na karierę w Ameryce.
Madeyski przypisuje w dużej mierze swój amerykański sukces sposobowi, w jaki ukształtowała go polska szkoła architektury. Podsumowując różnicę między podejściem do tego zawodu – poczynając od studiów – w dwóch swoich krajach, powiedział, że w Polsce uczy się architekta myśleć, a w Ameryce liczyć i stosować najnowocześniejsze technologie.
Kończąc odpowiadać na liczne pytania, zapowiedział wspólne z publicznością two-rzenie obrazu jedną ze stosowanych przez siebie technik – wyciskaniem farby z butelek, podobnie jak robił to słynny amerykański malarz, ekspresjonista Jackson Pollock.
Dedykując tworzone dzieło gospodarzom, którzy kochają Utah, określił je jako krajobraz Bryce Canyon i rozpoczął malowanie pierwszymi pomarańczowymi kreskami. Dalej było coraz dalej od Bryce Canyon, ale coraz bardziej zabawnie. Przykładali się do "pejzażu" malarze, jak Lidia Rozmus, architekci, plastycy, aktorzy oraz przedstawiciele szerokiego spektrum zawodów, talentów i gustów artystycznych.
Kiedy podszedł do powstającego dzieła jedyny uczestnik w pełni anglojęzyczny, malował w takim skupieniu i zapamiętaniu, że na sali zaczęto robić zakłady, czy złoży na płótnie swój podpis. Nie złożył.
Około godziny jedenastej, kiedy obraz przedstawiał coś w rodzaju przedsionka piekła, a na twarzach widzów można było obserwować źle maskowaną konsternację, rozległ się tubalny głos gospodarza, Wiecha Goga-cza: "Nie bójcie się, Wojtek wszystko naprawi". Wtedy do obrazu wrócił Mistrz.
Jak sobie poradził, można się przekonać w Art Gallery Kafe, gdzie zgodnie z zapowiedzią, po dwóch dniach schnięcia, "Bryce Canyon" zawisł na ścianie.
Adres: 127 Front St. w Wood Dale, telefon: (630) 766-7425.
Krystyna Cygielska
Wojciecha madeyskiego opowieści o architekturze i malarstwie
- 05/22/2008 02:14 PM
Reklama








