Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
piątek, 12 grudnia 2025 08:40
Reklama KD Market

USA nie powstrzymały masakr w Korei Południowej

Seul (AP) – Z odtajnionych dokumentów wynika, że amerykański pułkownik powiedział koreańskim sojusznikom, że nie będzie sprzeciwiał się egzekucji 3.5 tys. więźniów politycznych.

W pierwszych dniach wojny koreańskiej inni amerykańscy oficerowie obserwowali, fotografowali i składali raporty o masowych egzekucjach, dokonywanych przez ich południowokoreańskich sprzymierzeńców. W potajemnych maskrach w ciągu kilku tygodni w połowie lat pięćdziesiątych zabito ponad 100 tys. lewicowców i ich przypuszczalnych sympatyków, w większości bez oficjalnego oskarżenia ani procesu.

Ekstensywne poszukiwania archiwalne podjęte przez agencję prasową Associated Press nie wskazują na to, by dowódca sił USA na Dalekim Wschodzie gen. Douglas McArthur starał się powstrzymać masakry, o których wiedział Pentagon i Dept. Stanu.

Teraz, pół wieku od tych wydarzeń, komisja rządowa Korei Południowej prowadzi dochodzenia w celu wyświetlenia, co naprawdę stało się w tym okresie terroru, krwawej jatki politycznej zatajonej przed historią w przeciwieństwie do szeroko publikowanych egzekucji prawicy przez komunistów.

Koreańscy historycy, którym udostępniono Narodowe Archiwum USA, za rzecz najważniejszą uważają fakt, że Amerykanie nie powstrzymali egzekucji, choć byli obecni w miejscach zbrodni.

"W lipcu 1950 roku Amerykanie robili zdjęcia w czasie rzezi kilkudziesięciu mężczyzn na polu koło miasta Daejeon. Wiele wskazuje na to, że w tym samym miejscu zginęło 3 do 7 tys. Koreańczyków, zabitych przez własne wojsko lub policję i wrzuconych do wspólnego grobu", mówi członek komisji Kim Dong-choon.

Ci, którzy stracili tam najbliższych, wierzą, że Stany Zjednoczone ponoszą za to częściową odpowiedzialność. Frank Winslow, 81-letni emerytowany podpułkownik, a wówczas doradca militarny w Daejeaon, nie zgadza się z tą opinią. "Korea była suwerennym krajem. Dla mnie zawsze było jasne, że to oni o wszystkim decydują".

W 1947 roku, dwa lata od czasu, kiedy Waszyngton i Moskwa podzieliły Koreę na część południową i północną, militarne władze USA zdelegalizowały komunistyczną Koreańską Partię Pracy. Prezydent południowego reżymu, Syngman Rhee, po odzyskaniu suwerenności w 1948 roku wyciszył działalność politycznej lewicy, rozbił powstanie i wtrącił do więzień 30 tys. więźniów politycznych w czasie, gdy komunistyczna Korea Północna 25 czerwca 1950 roku dokonała inwazji na południe.

Po wybuchu wojny władze Korei Południowej zatrzymały członków Krajowego Stowarzyszenia Wytycznych, organizacji reedukacyjnej dla sympatyków lewicy, w tym wielu chłopów, zachęconych obietnicami pracy i innych świadczeń. Na podstawie wstępnych dowodów i rozmów z rodzinami zabitych ustalono, że większość członków liczącego około 300,000 ludzi stowarzyszenia, również zginęło w masowych masakrach.

29 czerwca 1950 roku, kiedy armia Korei Południowej i jej amerykańscy doradcy wycofali się w stronę południa, nadchodzące z Seulu raporty mówiły, że siły z północy opróżniły stołeczne więzienia i umocniły więźniami nowy reżym okupacyjny.

W tajnym raporcie dla historyków armii, podpułkownik Rollins S. Emmerich opisał, co zaszło w południowym mieście portowym Buson, znanym kiedyś jako Pusan. Podwładny Emmericha powiadomił go, że miejscowy dowódca wojskowy Kim Chong-won, z myślą o powstrzymaniu więźniów politycznych przed wstępowaniem do oddziałów wroga, był zdeterminowany zgładzić wszystkich lewicowców zamkniętych w tamtejszych więzieniach.

Emmerich wezwał płk. Kima Chong-wona i powiadomił go, że nie poprze żadnej masakry, po czym warunkowo przyjął plan Kima, mówiąc mu, że dostanie zezwolenie na otwarcie bram więzienia i zabicie więźniów, kiedy sytuacja okaże się krytyczna. Jakiś czas później zabito tam kilkuset więźniów.
Krwawa antykomunistyczna czystka, która rozpoczęła się zaraz po inwazji, jesienią 1950 roku, wypełniła 150 masowych grobów.
Według konserwatywnych ocen południowokoreańskiej komisji zgładzono 100 tys. ludzi.

W połowie sierpnia prze- bywający w Tokio gen. Mc-Arthur został zawiadomiony o masakrze w Daegu. Nie zrobił w tej sprawie nic poza przekazaniem informacji ambasadorowi USA w Korei Południowej, Johnowi J. Muccio. Ten z kolei zwrócił się do przedstawicieli południowokoreańskich władz z prośbą, by egzekucje przebiegały humanitarnie i tylko po odpowiednim procesie prawnym.

Obojętność amerykańskich doradców trwała do jesieni, kiedy Seul wrócił pod kontrolę Korei Południowej, a tamtejsze siły zaczęły strzelać do mieszkańców stolicy, którzy kolaborowali z okupantem z północy.
Na protesty brytyjskich sprzymierzeńców asystent sekretarza stanu, Dean Rusk, odpowiedział, że "amerykańscy dowódcy robią co w ich mocy, by powstrzymać okrucieństwo".

W połowie grudnia W. J. Sebald, łącznik między Dept. Stanu a McArthurem, zawiadomił sekr. stanu Deana Achesona, że generał postrzega jatki w Korei Południowej jako "wewnętrzną sprawę tego kraju i w związku z tym powstrzymuje się przed interwencją".

Interweniowali Brytyjczycy. Brytyjscy oficerowie uratowali życie 21 cywilom, ustawionym w rzędzie do rozstrzelania, grożąc zabiciem oficera południowokoreańskiego, który ich pilnował. Później tego samego miesiąca brytyjscy żołnierze objęli kontrolę nad "wzgórzem egzekucyjnym" koło Seulu, by powstrzymać dalsze masakry.

Korea Południowa przestała dopuszczać dziennikarzy do miejsc egzekucji. Dept. Stanu zabronił dyplomatom udzielania komentarzy na temat masakr, a armia z czasem zaczęła winić za śmierć tysięcy ludzi komunistów z Korei Północnego. (eg)
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama