Krytykowany trener piłkarskiej reprezentacji Francji Raymond Domenech powiedział we wtorek, że jego krytycy, gdyby to była inna epoka, chętnie wysłaliby go na ...gilotynę.
"Lubią zapach krwi. Jestem szczęśliwy, że epoka gilotyn minęła, inaczej niektórzy z moich krytyków z przyjemnością wysłaliby mnie na nią. Nikogo nie zabiłem. Może gdybym to zrobił skorzystałbym z okoliczności łagodzących. Nagle odnieśliśmy wrażenie, że to czasy rewolucji. Musimy walczyć w każdym meczu, poczynając od środy. Potrzebujemy trzech punktów" - powiedział Domenech przed środowym meczem eliminacji MŚ 2010 z Serbią.
Trener jest mocno krytykowany za szokującą przegraną w weekend pierwszego meczu eliminacji z Austrią 1:3 w Wiedniu.
Francuskie media spekulowały, że szorstki Domenech może stracić pracę jeśli wicemistrzowie świata nie zdołają pokonać Serbii na paryskim Stade de France.
56-letni szkoleniowiec, który jest pod presją sukcesu od czasu, gdy Francja nie wyszła z grupy finałów Euro 2008 zdobywając tylko jeden punkt i jednego gola, ma od lat trudne relacje z niektórymi piłkarzami i mediami.
W lipcu prezes Francuskiej Federacji Piłkarskiej (FFF) Jean- Pierre Escalettes postanowił, że Domenech pozostanie na stanowisku mimo "wpadki" w Euro 2008, ale powiedział, że musi mieć wyniki. "Chciałbym przypomnieć, że rozegraliśmy dopiero jeden mecz eliminacji. Przegraliśmy pierwszy mecz wyjazdowy, to nie jest przyjemne, ale wciąż jest 27 punktów do zdobycia" - bronił się przed krytyką na konferencji prasowej trener Francuzów.








