Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama
czwartek, 11 grudnia 2025 17:56
Reklama KD Market

Odpowiedź Putina - Rosja umacnia obecność na podwórku USA

Moskwa (CT) – Kiedy administracja Busha wysłała dwa okręty wojenne z pomocą humanitarną dla Gruzji, premier Rosji, Władimir Putin, oburzył się i ostrzegł. "Damy im odpowiedź", powiedział w czasie wizyty w Uzbekistanie. Poproszony o rozwinięcie tematu, odpowiedział "zobaczycie".

W tym miesiącu dowiedzieliśmy się, co miał na myśli. Wcześniej tego miesiąca Rosja wysłała dwa strategiczne bombowce do Wenezueli do patrolowania wód karaibskich, a w poniedziałek eskadrę marynarki do Wenezueli na ćwiczenia wojskowe.

Bombowce Tu-160 i spodziewane przybycie czterech rosyjskich okrętów wojennych do kraju, którego prezydent, Hugo Chavez, uchodzi za wroga administracji Busha, jest wyraźnym sygnałem Moskwy, że zamierza rozszerzyć wpływy w Ameryce Łacińskiej, jeśli Waszyngton będzie się upierać przy zapuszczaniu korzeni na terytoriach, które Kreml uważa za własne podwórko.
"To może wyglądać jak nieprzyjazny ruch, lecz teraz Amerykanie poczują się tak samo jak my", powiedział Andrej Klimow, wiceprzewodniczący komitetu spraw zagranicznych w Dumie.

Choć bombowce nie były zagrożeniem, to ich wizyta, pierwsza od zakończenia zimnej wojny na zachodniej półkuli, miała swoje znaczenie. Bombowce powróciły do swej bazy w Engels w Rosji, lecz Kreml planuje wysłać je ponownie do Wenezueli na ćwiczenia z siłami Chaveza. Okręty, w tym nuklearny krążownik Piotr Wielki, które w poniedziałek opuściły port w Severomorsku, wezmą udział w listopadowych manewrach.

Rzecznik Departamentu Stanu, Sean McCarmack, powiedział, że strona amerykańska będzie pilnie obserwować ruchy Rosjan. Z militarnego punktu widzenia przybycie rosyjskich bombowców do Wenezueli nie miało większego znaczenia. Zdolne do przenoszenia broni nuklearnej bombowce nie były uzbrojone, a nad Atlantykiem cały czas obserwowały je myśliwce NATO.

Mimo to ostatnie posunięcia Moskwy świadczą, że Kreml wpadł w furię z powodu planu ustawienia tarczy antyrakietowej we wschodniej Europie i ekspansji NATO na wschód. Furię tę odparowuje umocnieniem przymierzy z rządami tych państw Ameryki Łacińskiej, które nie lubią Waszyngtonu.
Z punktu widzenia Rosjan nielogiczne jest to, że państwo, które kieruje się filozofią doktryny Monroe w chronieniu własnego kąta świata, nie widzi nic niestosownego w otaczaniu terytoriów byłych republik sowieckich.
"To można odczytać jako odwzajemnienie się. Jeśli nie szanujecie naszych interesów w sąsiadujących z nami krajach, które prezydent Miedwiediew określa jako sferę uprzywilejowanych interesów, to nie dziwcie się, kiedy my zrobimy dokładnie to samo", tłumaczy reakcję Kremla Fiodor Łukianow, naczelny magazynu "Rosja w sprawach globalnych".

Jeszcze do niedawna Kreml wykazywał słabe zainteresowanie Ameryką Łacińską. W 2001 roku, Putin, wówczas prezydent Rosji, zamknął bazę elektronicznych obserwacji w pobliżu Hawany, mówiąc, że jego kraj musi poświęcić więcej uwagi i pieniędzy dla swego największego partnera handlowego, Europy.
Korzystając ze swego bogactwa energetycznego Rosja odzyskała status siły geopolitycznej, wtedy też zaczęła szukać przymierzy z rządami państw położonych na innych kontynentach.
Kiedy Chavez okazał się jednym z najbardziej problematycznych liderów dla Waszyngtonu, Kreml nawiązał z nim bliskie stosunki. Rosja sprzedała Wenezueli broń za $4 miliardy, w tym 24 myśliwce bojowe Su-30.
Chavez wyraził zainteresowanie kupnem dwudziestu systemów antyrakietowych i trzech rosyjskich łodzi podwodnych. Oświadczył również, że chętnie zgodzi się na ustanowienie rosyjskich baz militarnych w Wenezueli, jeśli Moskwa wyrazi taką wolę.

Przyjaźń Rosji z Chavezem rozkwitła w chwili, gdy Waszyngton zaczął popychać do zbudowania systemów antyrakietowych w Polsce i w Czechach i podjął zabiegi o przyjęcie Ukrainy i Gruzji do NATO.

Zgodnie z życzeniem Putina, który latem mówił o wznowieniu bliższych stosunków z Kubą, w ostatnich tygodniach rosyjscy liderzy dwukrotnie złożyli wizytę w Hawanie.

Do tej pory jedynym państwem, które uznało niezależność promoskiewskiej Osetii Południowej i Abchazji, jest Nikaragua z lewicowym prezydentem Danielem Ortegą.

Klimow twierdzi, że akcje Waszyngtonu w sąsiedztwie Rosji zmuszają Kreml do podobnych działań w Ameryce Łacińskiej. "A co mamy robić, gdy otaczają nas siły NATO? Oczywiście, musimy znaleźć miejsca na świecie, gdzie będziemy mieć partnerów, chętnych do przyjścia nam z pomocą w trudnych chwilach.
Chociaż wzrost zainteresowania Rosji Ameryką Łacińską może nieco niepokoić, to eksperci utrzymują, że Rosja nie ma takiego wojskowego zaplecza, by stanowić prawdziwe zagrożenie dla zachodniej półkuli. Siły zbrojne Rosji są tylko cieniem tego, czym były za czasów sowieckich, kiedy w 1962 roku kubański kryzys o mały włos nie doprowadził do wojny nuklearnej.

"Wysłanie bombowców do Wenezueli to tylko produkt uboczny euforii naszych liderów po wojnie w Gruzji. Rosja nie ma pieniędzy na wywoływanie kryzysów ani wystarczających funduszy na to, by stać się strategicznym partnerem tych państw", twierdzi Marina Czumakowa, dyrektor Instytutu Ameryki Łacińskiej w moskiewskim Centrum Badań Politycznych. (eg)
Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama