Trudno nie zgodzić się z uwagą Wessa Mitchela, szefa amerykańskiego think tanku Center for European Policy Analysis (CEPA), który współorganizował wystąpienie, jakie Andrzej Duda wygłosił w środę w Waszyngtonie na temat bezpieczeństwa, że „naród, który wysłał żołnierzy do Iraku i Afganistanu, zasłużył na to, by jego przywódca został przyjęty przez prezydenta USA”. Dodajmy, nie tylko wysłał, ale też poświęcił ich życie. (Według oficjalnych danych Ministerstwa Obrony Narodowej w Iraku zginęło 22 Polaków, natomiast w Afganistanie – 43). Jednak dłuższe spotkanie w czasie czwartkowo-piątkowego Szczytu Bezpieczeństwa Nuklearnego prezydentów Obama-Duda nie jest planowane. Bo jak zapewnia minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski planowane nie było. W kontekście tej informacji gromy, które posypały się na polskiego ambasadora w Waszyngtonie Ryszarda Schnepfa, o brak kompetencji i działania antypolskie, są mocną nadinterpretacją sytuacji.
Mimo zaklęć ministra Waszczykowskiego wiadomo, że od dłuższego czasu trwały zabiegi o dyplomatyczne tête-à-tête na najwyższym szczeblu. Można było odnieść wrażenie, że Biały Dom czeka na ostateczny ruch, przyglądając się szachownicy politycznej w Polsce. Czy zakładnikiem takiego spotkania byłoby opublikowanie wyroku Trybunału Konstytucyjnego w Dzienniku Ustaw? Trudno jednoznacznie orzec. Do czwartku (kiedy oddawaliśmy gazetę do druku) do spotkania prezydentów nie doszło. Z pewnością w kontekście histerii, która wybuchła wokół spotkania, „które nie było planowane”, nie są zbytnio pomocne słowa szefa polskiej dyplomacji, który mówiąc o stosunkach polsko-amerykańskich pozwolił sobie na publiczne użycie słowa „murzyńskość”. Naturalnie nie do ministra Waszczykowskiego należy ta kreatywność językową, po raz pierwszy użył sformułowania Radosław Sikorski, tyle że przy zakrapianej kolacji i nielegalnie nagrywany. Ale przywoływanie tego terminu w kontekście tego, że Warszawa w kontaktach z Waszyngtonem "wstała z kolan" nie jest na pewno językiem dyplomacji. I niestety od razu zauważyła to strona amerykańska, która przypomnijmy, ciągle ma czarnoskórego prezydenta. Opiniotwórczy portal Politico już w tytule cytuje polskiego ministra spraw zagranicznych (Polish foreign minister: No more ‘negro mentality’ toward US), a następnie sporo miejsca poświęca sytuacji politycznej w kraju nad Wisłą.
Lapsusy językowe zdarzają się każdemu politykowi, na każdym szczeblu. Polacy długo nie wybaczali prezydentowi Obamie jego sformułowania „polskie obozy śmierci”. Jednak ignorancja, na komfort której amerykański prezydent nie powinien sobie pozwolić, nie jest tym samym, co świadoma manifestacja werbalna.
Ale nie o konkurs na gafy tu chodzi.
Za trzy miesiące w Polsce ma dojść do jednego z najważniejszych szczytów w powojennej historii NATO. Padną na nim zobowiązania o zwiększeniu obecności Sojuszu na jego wschodniej flance. Najprawdopodobniej nie przełożą się one jednak na stałe bazy NATO w Polsce i krajach bałtyckich. Ale na szczęście nie z powodu ministra Waszczykowskiego, któremu Władysław Bartoszewski miał powiedzieć: „Pan nie jest dyplomatą, Pan ma poglądy”.
Małgorzata Błaszczuk
Na zdjęciu: Witold Waszczykowski fot. Paweł Supernak/EPA
Reklama








